Powódź w Polsce: Głuchołazy jak po wojnie. Czego najbardziej potrzebują powodzianie

Ludzie powoli sprzątają po powodzi, ale ich straty mogą okazać się większe, niż zapowiadane rządowe rekompensaty. Wśród powodzian jest oczekiwanie na wsparcie, nie ma polityki. Są konkretne potrzeby. Woda, żywność i środki czystości są. Teraz potrzeba czegoś innego.

Publikacja: 22.09.2024 07:40

Jedna z ulic w Głuchołazach

Jedna z ulic w Głuchołazach

Foto: Fotorzepa, Jacek Nizinkiewicz

- Osuszacze, osuszacze, osuszacze – słyszę zarówno od poszkodowanych przez powódź z Głuchołaz, jak i z Racławic Śląskich, Głogówka czy Nysy. No i może jeszcze więcej rękawic i gumowców. Tych ostatnich, męskich modeli nigdzie, już nie można dostać. A znalezienie większych rozmiarów graniczy z cudem. Wszystko inne już jest.

Czytaj więcej

Burmistrz Lądka-Zdroju: Apokalipsa. Takich zniszczeń nie mieliśmy chyba od II wojny światowej

Kolejny bus z darami z Łodzi przyjechał do Racławic Śląskich. Kosmetyki, zgrzewki wody mineralnej, żywność z długim terminem przydatności, środki czystości, w tym mopy, słodycze dla dzieci… Za chwilę przyjedzie bus z Opola. W aucie obok na rozładowanie czekają zabawki dla dzieci, z których część bawi się na placu, korzystając jeszcze ze słońca. Wszyscy obawiają się nadchodzących chłodnych dni. Lato już się skończyło.

Pożar strawił im stodołę, ale uratowali zwierzęta. Powódź zabrała im zwierzęta

Powódź w gminie Głogówek przyniosła rzeka Osobłoga. Rynek w Głogówku, w sobotnie południe, wygląda tak, jakby w okolicy nic się nie stało, jakby wakacje wciąż trwały. Ale kilka kilometrów dalej rozgrywa się dramat. Szczególnie w okolicach nizinnych.

Jedną z ulic w Racławicach Śląskich zmyło całkowicie. Obok został doszczętnie zalany sklep Dino. Ochrona prosi, żeby nie wchodzić do środka i nie filmować, ani nie robić zdjęć, w obawie przed zachęceniem szabrowników. Ekspedientka w innym sklepie spożywczym pokazuje mi na telefonie komórkowym filmik sprzed kilku dni, jak fala zabierała wszystko w dolnych częściach miejscowości.

Czytaj więcej

„Zapewnimy możliwość mieszkania wszystkim, bez wyjątku”. Sztab kryzysowy z udziałem premiera Donalda Tuska

Jedna z osób, nadzorująca pomoc dla mieszkańców, opowiada o sytuacji rodziny, której niedawno spłonęła stodoła, ale udało się im uratować zwierzęta. Teraz powódź zabrała im wszystkie zwierzęta. W dolnych częściach wsi powódź potopiła również zwierzęta domowe. Kiedy woda zeszła, mieszkańcom ukazał się tragiczny obraz bezbronnych zwierząt. Pytam, czy ludzie byli przygotowani na powódź. – Byli, ale nie na aż taką. I spodziewali się pomocy wcześniej – słyszę od mieszkańców. Nikt nie przygotował się na falę półtorametrową.

Powodzianie liczą na pomoc państwa, ale w nią nie wierzą

Starsi i samotni ludzie nie chcą się już odbudowywać. Chcą umrzeć. Są wciąż w szoku. Nie widzą nadziei. Nie proszą o pomoc. Ludzie na wsi mają swoją dumę. Nie pójdą po jałmużnę, nie będą walczyć o to, co im się od państwa należy. Nie wyrwą, tego co ich. W większych miejscowościach nastroje są też bardzo złe. Każdy potrzebuje pomocy, ale liczono, że przyjdzie ona szybciej. Teraz każdy liczy na siebie i bliskich. Wygrzebują wszystko, co zostało zalane. Nawet jeśli woda podeszła na metr, to zrywają wszystko o metr wyżej. Meble na śmieci. Sprzęt AGD i RTV na śmieci. Lodówki, z pełną zawartością, stoją otwarte na ulicy. Widok straszny. I ten zapach.

Całe kuchnie, pokoje, łazienki, są wyrzucone przed dom. Niczym wystawki umeblowania, którego mieszkańcy już nie chcą. Tylko, że to nie nadaje się do użycia. Wszystko w błocie lub wyschniętym mule. Oblepione, brudne, zniszczone. Dorobek życia porwała woda. Ludzie są w tym, w czym ich zastała powódź. Niektórzy coś uratowali, ale udawało się to rzadko. Jeden z mieszkańców Głuchołaz opowiadał, jak pobiegł po kluczki do samochodu, żeby go przestawić, ale nie zdążył, bo powódź zalała auto. Inni opowiadają historię znanego i cenionego w okolicy lekarza dr. Krzysztofa Kamińskiego, wieloletniego ordynatora oddziału nyskiego szpitala, którego zaskoczyła powódź, gdy samochodem wracał ze szpitala do domu. Nie miał szans z żywiołem. - Wielka strata – mówią miejscowi.

Obrazy przypominają kroniki wojenne. Całe dobytki były wtedy jedną kupą śmieci. Tak jest i teraz. A na ulicach muł. Ohydna, klejąca się breja

Powódź w Polsce. Tragiczna sytuacja w Głuchołazach. Miasto, jak po wojnie

W drodze do Głuchołazów nie sposób policzyć wszystkich wojskowych ciężarówek. W każdej miejscowości po drodze remiza strażacka jest otwarta. Jest sporo policji. Wszędzie worki z piaskiem. Gdy w końcu udaje się dojechać do rynku, a dojazd jest bardzo utrudniony, ale już możliwy, jego część wygląda, jak po trzęsieniu ziemi lub wojnie. Część dróg i chodników jest zarwana. Miasto wygląda, jakby zrywało wszystko do fundamentów i miało się odbudować od nowa. Ale tak nie jest. Niektóre ulice są nieprzejezdne, nie można przez nie również przejść. Przed domami i zakładami pracy oraz na podwórkach wyrzucony jest cały zalany dobytek. Zabawki, rowery, stosy książek, słoiki, sprzęt domowy, kanapy, stoły, krzesła, fotele, biurka, szafy, ich zawartość, obrazy, pamiątki rodzinne… Wszystko usypane na kupie. Obrazy przypominają kroniki wojenne. Całe dobytki były wtedy jedną kupą śmieci. Tak jest i teraz. A na ulicach muł. Ohydna, klejąca się breja. Ten muł jest wszędzie. Nawet część rynku wygląda, jak po trąbie powietrznej. Wybebeszone mieszkania. W środku wieje pustką.

Zrezygnowani ludzie próbują osuszyć domy i mieszkania, spiesząc się przed ochłodzeniem. Ale nie mają wystarczająco dużo osuszaczy. Inni snują się po jedzenie, które jest rozdawane na rynku. Zafoliowane chleby czy wodę można brać od ręki. Sporo wolontariuszy, wojska, pozarządowych organizacji charytatywnych – wszyscy chcą pomagać mieszkańcom Głuchołazów. Oni jednak potrzebują tylko dwóch rzeczy. Osuszaczy i gwarancji wsparcia państwa. Na te pierwsze czekają w kolejkach. Jeden z mieszkańców, którego żona jest w szpitalu, był w takiej kolejce trzydziesty.

Ludzie nie wierzą we wsparcie państwa. – Czy za 100 tys. zł wyremontuję i wyposażę mieszkanie? Starczy na kuchnię i jeden pokój. A reszta? – pyta retorycznie jeden z mieszkańców Głuchołazów, który mówi, że z każdym dniem staje się coraz bardziej apatyczny.- Za chwilę ludzie przestaną się nami interesować, powódź przestanie być tematem, a my zostaniemy z ochłapami sami – dodaje inny.

- Osuszacze, osuszacze, osuszacze – słyszę zarówno od poszkodowanych przez powódź z Głuchołaz, jak i z Racławic Śląskich, Głogówka czy Nysy. No i może jeszcze więcej rękawic i gumowców. Tych ostatnich, męskich modeli nigdzie, już nie można dostać. A znalezienie większych rozmiarów graniczy z cudem. Wszystko inne już jest.

Kolejny bus z darami z Łodzi przyjechał do Racławic Śląskich. Kosmetyki, zgrzewki wody mineralnej, żywność z długim terminem przydatności, środki czystości, w tym mopy, słodycze dla dzieci… Za chwilę przyjedzie bus z Opola. W aucie obok na rozładowanie czekają zabawki dla dzieci, z których część bawi się na placu, korzystając jeszcze ze słońca. Wszyscy obawiają się nadchodzących chłodnych dni. Lato już się skończyło.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Klęski żywiołowe
Pożar w technikum gastronomicznym. Ok. 450 osób musiało się ewakuować
Klęski żywiołowe
Osiem propozycji Morawieckiego dla rządu Tuska po powodzi. "Zostawiliśmy sprawdzone rozwiązania"
Klęski żywiołowe
Coraz więcej ofiar powodzi. Najnowsze dane Komendy Głównej Policji
Klęski żywiołowe
Powódź w Polsce. Oficjalny komunikat policji w sprawie liczby ofiar