Wiedza naprawdę kosztuje

Potrzebne jest precyzyjne prawo, które nie dopuszcza do kradzieży własności intelektualnej

Publikacja: 28.01.2012 00:01

Obrońcy „wolnego Internetu” nie zawsze rozumieją?potrzebę?ochrony własności intelektualnej (na zdjęc

Obrońcy „wolnego Internetu” nie zawsze rozumieją?potrzebę?ochrony własności intelektualnej (na zdjęciu demonstracja przeciwników ACTA w Warszawie 24 stycznia)

Foto: AP, Alik Keplicz Alik Keplicz

Red

Je­ste­śmy dziś świad­ka­mi woj­ny in­te­re­sów, ale i woj­ny idei, któ­ra jest skut­kiem prze­cho­dze­nia od go­spo­dar­ki prze­my­sło­wej do go­spo­dar­ki opar­tej na wie­dzy. Klu­czem do zro­zu­mie­nia te­go, co się dzie­je, jest wła­śnie wie­dza w sze­ro­kim te­go sło­wa zna­cze­niu, a do­kład­niej od­po­wiedź na py­ta­nie, gdzie le­ży gra­ni­ca po­mię­dzy wie­dzą trak­to­wa­ną ja­ko do­bro hu­ma­ni­stycz­ne i do­bro eko­no­micz­ne.

Isto­tą go­spo­dar­ki jest sprze­daż wy­two­rzo­nych dóbr za pie­nią­dze, któ­re są środ­kiem do ży­cia pra­cow­ni­ków i wła­ści­cie­li przed­się­biorstw oraz źró­dłem roz­wo­ju. Każ­dy chciał­by, aby ben­zy­na i sa­mo­cho­dy by­ły jak naj­tań­sze, ale nikt zdro­wo my­ślą­cy nie ocze­ku­je, że bę­dą roz­da­wa­ne za dar­mo.

Po­dob­nie w go­spo­dar­ce opar­tej na wie­dzy: mu­si być ona sprze­da­wa­na w for­mie pro­duk­tów i usług, aby po­kryć kosz­ty jej wy­two­rze­nia, upo­wszech­nie­nia, prze­ka­za­nia itd. i za­pew­nić środ­ki do ży­cia twór­com. I tu do­cho­dzi­my do sed­na spra­wy – wie­dza nie jest ta­kim sa­mym do­brem jak ben­zy­na. Czło­wiek po­trze­bu­je wie­dzy, któ­ra w de­cy­du­ją­cy spo­sób wpły­wa na ja­kość je­go ży­cia za­rów­no oso­bi­ste­go, jak i spo­łecz­ne­go. Wie­dza me­dycz­na po­zy­tyw­nie wpły­wa na stan zdro­wia, eko­no­micz­na na po­ziom eme­ry­tur, in­for­ma­tycz­na na bez­pie­czeń­stwo w sie­ci.

Z wy­two­rze­niem cze­go­kol­wiek, tak­że wie­dzy, wią­że się ko­niecz­ność po­kry­cia kosz­tów i wy­ge­ne­ro­wa­nia zy­sku nie­zbęd­ne­go do sfi­nan­so­wa­nia roz­wo­ju. Kto ma za to pła­cić? I tu ma­my w uprosz­cze­niu czte­ry moż­li­wo­ści: za otrzy­ma­ną wie­dzę pła­ci jej kon­su­ment, pań­stwo z pie­nię­dzy ze­bra­nych w for­mie po­dat­ków od wszyst­kich oby­wa­te­li i udo­stęp­nia ją za dar­mo, za wie­dzę pła­ci kon­su­ment  ja­kie­goś in­ne­go do­bra, któ­re jest re­kla­mo­wa­ne przy oka­zji prze­ka­zu wie­dzy al­bo też nie pła­ci się za wie­dzę, tyl­ko za po­śred­nic­two w do­stę­pie do niej. W tym pierw­szym mo­de­lu wie­dza dla jej kon­su­men­ta jest płat­na, a w po­zo­sta­łych – bez­płat­na. To oczy­wi­ste, że bez­płat­ność bu­dzi en­tu­zjazm, ale wią­że się z istot­ny­mi kon­se­kwen­cja­mi eko­no­micz­ny­mi i spo­łecz­ny­mi.

Za­ra­bianie gło­wą

W Pol­sce oko­ło 50 proc. mło­dych lu­dzi stu­diu­je na wyż­szych uczel­niach, łącz­nie po­nad 2 mi­lio­ny osób. Ty­po­wy stu­dent nie za­ra­bia na swo­je utrzy­ma­nie sam, tyl­ko stu­diu­je na koszt swo­ich ro­dzi­ców i ogól­nie mu się nie prze­le­wa. Ma du­że za­po­trze­bo­wa­nie na wie­dzę do­stęp­ną przez In­ter­net, a ma­ło pie­nię­dzy, więc ja­ko kon­su­ment chce mieć to wszyst­ko za dar­mo.

Je­go punkt wi­dze­nia zmie­nia się dia­me­tral­nie, gdy skoń­czy stu­dia, a ro­dzi­ce mó­wią mu, że nie chcą dłu­żej ło­żyć na je­go utrzy­ma­nie i ocze­ku­ją, że to on do­ło­ży do ich eme­ry­tu­ry. Absolwent za­czy­na my­śleć, jak by tu za­ro­bić na na­by­tej przez pięć lat stu­diów mą­dro­ści – czy­li jak swo­ją wie­dzę sprze­dać, aby mieć wła­sne środ­ki na ży­cie. I wów­czas wca­le nie przy­cho­dzi mu do gło­wy, że naj­le­piej jest roz­da­wać swo­ją wie­dzę za dar­mo. Mo­del, w któ­rym on – ma­gi­ster – przez osiem go­dzin ko­pie ro­wy, za co mu się pła­ci, a po pra­cy two­rzy i roz­da­je swo­ją wie­dzę za dar­mo przez In­ter­net, nie wy­da­je mu się atrak­cyj­ny.

W kra­jach roz­wi­nię­tych, po na­tu­ral­nej wy­mia­nie po­ko­leń, 50 proc. spo­łe­czeń­stwa bę­dzie mia­ło wyż­sze wy­kształ­ce­nie. Bę­dzie chcia­ło za­ra­biać na utrzy­ma­nie swo­je i swo­ich ro­dzin w sek­to­rze wie­dzy, bo uwa­ża, że po to prze­cież stu­dio­wa­ło. Wie­dza mu­si być za­tem trak­to­wa­na ja­ko ryn­ko­we do­bro eko­no­micz­ne. Ina­czej tych aspi­ra­cji nie da się sfi­nan­so­wać.

Dziu­ra bu­dże­to­wa

Mo­del, w któ­rym za wie­dzę pła­ci pań­stwo z po­dat­ków i udo­stęp­nia ją za dar­mo, ma uza­sad­nie­nie tyl­ko w od­nie­sie­niu do wie­dzy pod­sta­wo­wej, nie­zbęd­nej ca­łe­mu spo­łe­czeń­stwu. Co to jest pra­wo Ohma czy też pra­wo po­py­tu i po­da­ży, każ­dy po­wi­nien móc do­wie­dzieć się za dar­mo. Wie­dza pod­sta­wo­wa nie ozna­cza wie­dzy skrom­nej w swo­im wy­mia­rze, tyl­ko usta­lo­ny ka­non. Na­to­miast je­śli po­nad­pod­sta­wo­wa wie­dza ma się roz­wi­jać, to są po­trzeb­ne na ten cel środ­ki fi­nan­so­we, któ­re po­win­ny po­cho­dzić z zy­sku z jej sprze­da­ży, a nie z pod­nie­sio­nych po­dat­ków.

Je­śli dar­mo­wa wie­dza bę­dzie fi­nan­so­wa­na przez pań­stwo z po­dat­ków, to o kie­run­kach jej roz­wo­ju bę­dą de­cy­do­wać urzęd­ni­cy pań­stwo­wi, a nie kon­su­men­ci gło­su­ją­cy wła­sny­mi pie­niędz­mi. Suk­ces pro­duk­tu lub usłu­gi opar­tej na wie­dzy w wa­run­kach fi­nan­so­wa­nia ryn­ko­we­go ozna­cza du­że zy­ski, któ­re mo­gą być prze­zna­czo­ne na dal­szy roz­wój. W wa­run­kach sub­wen­cji pań­stwo­wej ozna­cza na­to­miast dziu­rę bu­dże­to­wą, któ­rej nie ma czym za­ła­tać, co w kon­se­kwen­cji za­miast do roz­wo­ju, pro­wa­dzi do ka­ta­stro­fy.

W przy­pad­ku fi­nan­so­wa­nia wie­dzy z re­klam pod­sta­wo­wym ce­lem tre­ści umiesz­czo­nej w In­ter­ne­cie nie jest jej prze­kaz, tyl­ko wa­bie­nie osób do oglą­da­nia re­klam. Treść nie mu­si być za­tem głęboka, tyl­ko atrak­cyj­na. Dla­te­go ten mo­del pro­wa­dzi do ogrom­ne­go spły­ce­nia wie­dzy prze­ka­zy­wa­nej w dar­mo­wej for­mie przez In­ter­net.

Me­cha­nizm funk­cjo­no­wa­nia te­go mo­de­lu moż­na do­brze wy­ja­śnić na na­stę­pu­ją­cym przy­kła­dzie. Je­śli klient ku­pu­je bu­ty (pro­dukt ma­te­rial­ny, któ­re­go wła­sność jest do­brze chro­nio­na), to po­kry­wa kosz­ty pro­duk­cji bu­tów i zysk ich pro­du­cen­ta. Je­śli jed­nak pro­du­cent bu­tów jed­no­cze­śnie fi­nan­su­je „dar­mo­wą" wie­dzę w In­ter­ne­cie, łą­cząc ją z re­kla­ma­mi swo­ich bu­tów, to koszt jej wy­two­rze­nia (prze­cież nie ma nic za dar­mo) do­dat­ko­wo do­li­cza do  ce­ny bu­tów. Za­tem klient skle­pu obuw­ni­cze­go pła­ci – bo nie ma wy­bo­ru – za „dar­mo­wą" wie­dzę, któ­rej być mo­że do ni­cze­go nie po­trze­bu­je. Na­to­miast za dar­mo­wą wie­dzę, z któ­rej sam ko­rzy­sta, za­pła­ci być mo­że klient dro­ge­rii. W ta­kim mo­de­lu klient nie jest pod­mio­tem ryn­ku wie­dzy. Ani nie wy­bie­ra po­mię­dzy kon­ku­ren­cyj­ny­mi pro­duk­ta­mi wie­dzy (cho­ciaż wy­bie­ra bu­ty), ani nie pre­miu­je swo­imi pie­niędz­mi do­brych pro­duk­tów wie­dzy kosz­tem złych, ani nie sty­mu­lu­je swo­imi za­ku­pa­mi roz­wo­ju pro­duk­tów wie­dzy.

W ta­kim mo­de­lu to pro­du­cen­ci bu­tów i per­fum de­cy­du­ją, ja­ką wie­dzę otrzy­ma „za dar­mo" spo­łe­czeń­stwo. Jest ona do­bie­ra­na tak, aby pod­no­si­ła zy­ski ze sprze­da­ży bu­tów i per­fum, a nie dla ogól­ne­go do­bra spo­łe­czeń­stwa.

Wresz­cie w przy­pad­ku opłat za po­śred­nic­two w do­stę­pie do wie­dzy idea jest na­stę­pu­ją­ca: wie­dza ma być za dar­mo, na­to­miast do­stęp do niej płat­ny. In­ny­mi sło­wy, twór­ca nie ma być wy­na­gra­dza­ny za swo­je dzie­ło, a fi­nan­so­we ko­rzy­ści z eks­plo­ata­cji je­go dzie­ła ma czer­pać wy­łącz­nie po­śred­nik. Im wię­cej dar­mo­wej wie­dzy, tym więk­sze zy­ski po­śred­ni­ków. Im wię­cej śmie­cio­wej wie­dzy w In­ter­ne­cie, tym wię­cej moż­na zy­skać na po­śred­nic­twie w wy­szu­ki­wa­niu war­to­ścio­wych frag­men­tów wie­dzy. Czy nie le­piej za­pła­cić za war­to­ścio­wą treść za­miast być za­sy­py­wa­nym śmie­cia­mi?

Wy­zwa­nie glo­ba­li­za­cji

Opi­sa­ne po­wy­żej pro­ble­my wy­raź­nie wska­zu­ją na to, że wie­dza w du­żym, choć nie w ca­ło­ścio­wym stop­niu, mu­si być trak­to­wa­na ja­ko do­bro eko­no­micz­ne. Dla­te­go mu­si być za­pew­nio­na ochro­na wła­sno­ści in­te­lek­tu­al­nej, tak jak – przy peł­nej ak­cep­ta­cji spo­łecz­nej – jest za­pew­nio­na ochro­na wła­sno­ści ma­te­rial­nej.

Za­sad­ni­cza róż­ni­ca mię­dzy pro­duk­tem ma­te­rial­nym a cy­fro­wym jest wpraw­dzie ta­ka, że gdy się ko­muś ukrad­nie sa­mo­chód, to okra­dzio­ny go nie ma, na­to­miast jak się kom­po­zy­to­ro­wi ukrad­nie plik z pio­sen­ką, to okra­dzio­ne­mu go nie uby­wa. Cóż z te­go, je­śli nie mo­że już jej sprze­dać, więc nie ma środ­ków na utrzy­ma­nie swo­je i swo­jej ro­dzi­ny. Je­go pio­sen­ka zo­sta­ła bo­wiem okra­dzio­na z war­to­ści eko­no­micz­nej.

Z etycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia nie ma róż­ni­cy mię­dzy kra­dzie­żą wła­sno­ści ma­te­rial­nej i in­te­lek­tu­al­nej, za­tem nie po­win­no być róż­ni­cy praw­nej, a każ­da kra­dzież po­win­na być sku­tecz­nie ści­ga­na. Bez te­go nie bę­dzie roz­wo­ju go­spo­dar­ki opar­tej na wie­dzy i aspi­ra­cje cy­wi­li­za­cyj­ne ogrom­nych grup spo­łecz­nych, głów­nie mło­dych lu­dzi, nie zo­sta­ną zre­ali­zo­wa­ne.

Za­wsze, gdy ma­my do czy­nie­nia ze ści­ga­niem prze­stępstw, po­ja­wia się py­ta­nie, czy or­ga­ny ści­ga­nia nie nad­uży­ją udzie­lo­ne­go im spo­łecz­ne­go za­ufa­nia i nie wy­ko­rzy­sta­ją te­go do nie­praw­nych ce­lów. Im mniej­sze za­ufa­nie spo­łecz­ne, tym poważniejszy sta­je się ten pro­blem.

Czy pod pre­tek­stem ści­ga­nia zło­dziei tre­ści w In­ter­ne­cie (ła­god­nie na­zy­wa­nych pi­ra­ta­mi) nie spró­bu­je się uci­szyć dy­sy­den­tów al­bo ge­ne­ral­nie wszyst­kich my­ślą­cych nie­zgod­nie z po­glą­da­mi ak­tu­al­nej wła­dzy? Ten pro­blem jest tym bar­dziej waż­ki, że In­ter­net ma cha­rak­ter glo­bal­ny, więc i sku­tecz­ne ści­ga­nie prze­stępstw w In­ter­ne­cie mu­si mieć cha­rak­ter glo­bal­ny. A kra­je ob­ję­te In­ter­ne­tem są bar­dzo róż­ne – de­mo­kra­tycz­ne i nie­de­mo­kra­tycz­ne, o sil­nym i sła­bym pra­wo­daw­stwie, o wy­so­kim po­zio­mie roz­wo­ju go­spo­dar­cze­go i ni­skim, o zna­czą­cych wol­no­ściach oby­wa­tel­skich i bar­dzo ogra­ni­czo­nych, o du­żej pe­ne­tra­cji In­ter­ne­tu i sła­bej.

Na tym przy­kła­dzie bar­dzo wy­raź­nie wi­dać wy­zwa­nie glo­ba­li­za­cji: glo­bal­ny jest In­ter­net i prze­stęp­stwa w In­ter­ne­cie, a pra­wo i or­ga­ny ści­ga­nia są lo­kal­ne i ge­ne­ral­nie in­ne w każ­dym kra­ju. Dla­te­go w ska­li świa­ta, w for­mie umów mię­dzy­na­ro­do­wych, jest po­trzeb­ne pre­cy­zyj­ne pra­wo gwa­ran­tu­ją­ce wol­ność sło­wa, ale niedo­pusz­cza­ją­ce do kra­dzie­ży wła­sno­ści in­te­lek­tu­al­nej.

Gor­sze wy­pie­ra lep­sze

War­to też zwró­cić uwa­gę na aspekt ma­kro­eko­no­micz­ny oma­wia­ne­go zja­wi­ska, bo nie wszyst­ko spro­wa­dza się do praw oby­wa­tel­skich. Pew­ne kra­je ce­chu­ją się wy­so­kim po­zio­mem in­no­wa­cyj­no­ści i ge­ne­ru­ją du­żo no­wej i war­to­ścio­wej wła­sno­ści in­te­lek­tu­al­nej. In­ne krad­ną bez­kar­nie tę wła­sność in­te­lek­tu­al­ną, pro­du­ku­ją na jej pod­sta­wie ta­nie pro­duk­ty ma­te­rial­ne – ta­nie, bo nieuwzględ­nia­ją­ce kosz­tów wy­two­rze­nia wie­dzy – a na­stęp­nie sprze­da­ją je na ca­łym świe­cie, wy­pie­ra­jąc z ryn­ków pro­duk­ty ory­gi­nal­ne. Trud­no się dzi­wić, że ta­ka sy­tu­acja jest nie do za­ak­cep­to­wa­nia przez kra­je wy­so­ko­ro­zwi­nię­te.

U pro­gu go­spo­dar­ki opar­tej na wie­dzy i spo­łe­czeń­stwa wie­dzy, mu­si­my na no­wo prze­my­śleć kwe­stie fi­nan­so­wa­nia roz­wo­ju wie­dzy. Py­ta­nie, gdzie jest gra­ni­ca mię­dzy wie­dzą ja­ko do­brem eko­no­micz­nym a wie­dzą ja­ko do­brem hu­ma­ni­stycz­nym po­zo­sta­je otwar­te – co gor­sza, ta gra­ni­ca nie jest sta­ła, tyl­ko bę­dzie się cią­gle prze­su­wać. Na­le­ży jed­nak pa­mię­tać, że oba te ro­dza­je wie­dzy są do­brem spo­łecz­nym. Dy­na­micz­na rów­no­wa­ga po­mię­dzy pro­du­cen­ta­mi wie­dzy i kon­su­men­ta­mi (a nie zło­dzie­ja­mi) jest wa­run­kiem roz­wo­ju no­wo­cze­snych spo­łe­czeństw, do  któ­rych prze­cież Pol­ska się za­li­cza.    —not. puo

Autor jest informatykiem, profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, kierownik Katedry Technologii Informacyjnych. Członek Rady Informatyzacji(były jej przewodniczący), organu opiniodawczo-doradczego przy Ministrze Administracji i Cyfryzacji, ekspert Komisji Europejskiej, członek Komitetu Prognoz PAN „Polska 2000 Plus".

Je­ste­śmy dziś świad­ka­mi woj­ny in­te­re­sów, ale i woj­ny idei, któ­ra jest skut­kiem prze­cho­dze­nia od go­spo­dar­ki prze­my­sło­wej do go­spo­dar­ki opar­tej na wie­dzy. Klu­czem do zro­zu­mie­nia te­go, co się dzie­je, jest wła­śnie wie­dza w sze­ro­kim te­go sło­wa zna­cze­niu, a do­kład­niej od­po­wiedź na py­ta­nie, gdzie le­ży gra­ni­ca po­mię­dzy wie­dzą trak­to­wa­ną ja­ko do­bro hu­ma­ni­stycz­ne i do­bro eko­no­micz­ne.

Isto­tą go­spo­dar­ki jest sprze­daż wy­two­rzo­nych dóbr za pie­nią­dze, któ­re są środ­kiem do ży­cia pra­cow­ni­ków i wła­ści­cie­li przed­się­biorstw oraz źró­dłem roz­wo­ju. Każ­dy chciał­by, aby ben­zy­na i sa­mo­cho­dy by­ły jak naj­tań­sze, ale nikt zdro­wo my­ślą­cy nie ocze­ku­je, że bę­dą roz­da­wa­ne za dar­mo.

Po­dob­nie w go­spo­dar­ce opar­tej na wie­dzy: mu­si być ona sprze­da­wa­na w for­mie pro­duk­tów i usług, aby po­kryć kosz­ty jej wy­two­rze­nia, upo­wszech­nie­nia, prze­ka­za­nia itd. i za­pew­nić środ­ki do ży­cia twór­com. I tu do­cho­dzi­my do sed­na spra­wy – wie­dza nie jest ta­kim sa­mym do­brem jak ben­zy­na. Czło­wiek po­trze­bu­je wie­dzy, któ­ra w de­cy­du­ją­cy spo­sób wpły­wa na ja­kość je­go ży­cia za­rów­no oso­bi­ste­go, jak i spo­łecz­ne­go. Wie­dza me­dycz­na po­zy­tyw­nie wpły­wa na stan zdro­wia, eko­no­micz­na na po­ziom eme­ry­tur, in­for­ma­tycz­na na bez­pie­czeń­stwo w sie­ci.

Z wy­two­rze­niem cze­go­kol­wiek, tak­że wie­dzy, wią­że się ko­niecz­ność po­kry­cia kosz­tów i wy­ge­ne­ro­wa­nia zy­sku nie­zbęd­ne­go do sfi­nan­so­wa­nia roz­wo­ju. Kto ma za to pła­cić? I tu ma­my w uprosz­cze­niu czte­ry moż­li­wo­ści: za otrzy­ma­ną wie­dzę pła­ci jej kon­su­ment, pań­stwo z pie­nię­dzy ze­bra­nych w for­mie po­dat­ków od wszyst­kich oby­wa­te­li i udo­stęp­nia ją za dar­mo, za wie­dzę pła­ci kon­su­ment  ja­kie­goś in­ne­go do­bra, któ­re jest re­kla­mo­wa­ne przy oka­zji prze­ka­zu wie­dzy al­bo też nie pła­ci się za wie­dzę, tyl­ko za po­śred­nic­two w do­stę­pie do niej. W tym pierw­szym mo­de­lu wie­dza dla jej kon­su­men­ta jest płat­na, a w po­zo­sta­łych – bez­płat­na. To oczy­wi­ste, że bez­płat­ność bu­dzi en­tu­zjazm, ale wią­że się z istot­ny­mi kon­se­kwen­cja­mi eko­no­micz­ny­mi i spo­łecz­ny­mi.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Sądy i trybunały
Ważna opinia z TSUE ws. neosędziów. Nie spodoba się wielu polskim prawnikom
Sądy i trybunały
Będzie nowa ustawa o Sądzie Najwyższym. Ujawniamy plany reformy
Matura i egzamin ósmoklasisty
Matura i egzamin ósmoklasisty 2025 z "Rzeczpospolitą" i WSiP
ZUS
Kolejny pomysł zespołu Brzoski: ZUS rozliczy składki za przedsiębiorców
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Prawo w Polsce
Od 1 maja rusza nowy program bezpłatnych badań. Jak z niego skorzystać?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne