Profesor Witold Orłowski: Wojna handlowa USA–UE? Nie sądzę

Amerykański program pomocowy IRA to silna zachęta dla technologicznych czempionów, by przenosiły się do Stanów. Europa musi na to przygotować dobrą odpowiedź – uważa prof. Witold Orłowski z Akademii Finansów i Biznesu Vistula.

Publikacja: 09.01.2023 03:00

Profesor Witold Orłowski: Wojna handlowa USA–UE? Nie sądzę

Foto: Robert Gardziński

Niemcy i Francja najgłośniej, ale Polska również, biją na alarm, że program „zazielenienia” amerykańskiej gospodarki IRA mocno szkodzi europejskiej gospodarce. Skąd te obawy?

Sytuacja jest o tyle niezręczna, że ten program jest wyrazem gwałtownego zaostrzenia amerykańskiej polityki klimatycznej. Spełniło się to, do czego Unia Europejska namawiała Stany Zjednoczone od lat. O ile więc sam cel trudno UE krytykować, o tyle problem polega na tym, że jego realizacja wiąże się z subsydiowaniem przedsiębiorstw amerykańskich bądź firm działających na terenie USA.

Stosowanie subsydiów dla określonej grupy podmiotów jest generalnie kontrowersyjne, jest narzędziem protekcjonizmu i niesie ryzyko naruszania zasad konkurencji. Nic dziwnego, że budzi poczucie zagrożenia ze strony tych firm, które ich nie dostaną, i ze strony tych krajów, które mogą na tym ucierpieć.

W jakim sensie ucierpieć?

Skoro zapisy ogromnego programu publicznej pomocy, o wartości ok. 370 mld dolarów, są tak skonstruowane, że głównie skorzystać z nich mogą firmy działające na terenie USA, to jest to wyraźna zachęta, także dla europejskich firm, do przenoszenia działalności do Stanów Zjednoczonych. I już pojawiają się zapowiedzi, że niektóre przedsiębiorstwa z UE chcą się tam rzeczywiście przenieść, licząc na lepsze warunki funkcjonowania i hojniejsze subsydia. Takie „zachęty” ze strony największej gospodarki świata to duże wyzwanie dla europejskich krajów, które przecież też biorą udział w grze konkurencyjnej o przyciąganie do sobie najlepszych biznesów. I oczywiście nie chcą tracić swoich czempionów technologicznych, zwłaszcza w obszarze rozwoju zielonej gospodarki.

Czy sam „zakaz” objęcia tym programem produktów wytwarzanych poza granicami USA też jest dla nas szkodliwy?

Nie powinno nikogo dziwić że w USA, przy silnym lobbingu zarówno amerykańskiego biznesu, jak i polityków, zdecydowano, że skoro pieniądze wydaje amerykański rząd, to powinny one trafić przede wszystkim do firm działających na terenie Stanów Zjednoczonych. A nie przykładowo do biznesu w Chinach, by rozwijał swoje technologie i zyskiwał potencjał, by wypychać amerykańskie firmy z rynku.

Przypomnę tu historię programu rozwoju fotowoltaiki w Niemczech, który był uruchamiany w przekonaniu, że na ogromnych publicznych wydatkach skorzystają niemieckie firmy produkcyjne. Okazało się, że przygniatającą większość środków wydano na import urządzeń z Chin. Amerykanie chcą z pewnością tego uniknąć, a europejskie firmy mogą na tym ucierpieć, choć pewnie nie one są głównym celem protekcjonistycznych działań.

Czyli jeśli niemiecki producent chciałby sprzedawać więcej elektrycznych aut, a które będę w USA tańsze dzięki dotacjom, to musi tę produkcję realizować na terenie Stanów i wykorzystywać tylko części produkowane w Stanach?

Nie wyłącznie, ale w znacznej mierze, np. w odniesieniu do baterii, bo do tego zmusza mechanizm dotacji w programie IRA. Trzeba jednak pamiętać, że nie chodzi tu o ogólny dostęp firm europejskich do amerykańskiego klienta, o masowy eksport i import. To jest raczej walka o te przedsiębiorstwa, które dysponują bądź rozwijają najnowocześniejsze technologie w zakresie zielonej energii, walka o to, by amerykański przemysł ściągnął do siebie i dysponował najbardziej zaawansowanymi technologiami. To są kwestie, które mają fundamentalne znaczenie dla przyszłego rozwoju gospodarek. A ponieważ wiele krajów Europy ma bardzo duże ambicje rywalizacji właśnie na tym polu, nic dziwnego, że te państwa są zaniepokojone rozwojem sytuacji w USA.

Jeśli dodamy fakt, że USA mają przewagę nad Europą, jeśli chodzi o tańszą energię, to problem robi się większy?

Oczywiście, choć w kontekście IRA chodzi głównie o walkę o zaawansowane technologie, a nie o masową produkcję i ogólną konkurencyjność kosztową. Oczywiście tańsza energia w USA jest jednym z elementów, które powodują, że Europa w tej chwili ma większe problemy gospodarcze niż Stany, jest też bardziej uzależniona od rynków amerykańskich niż te od naszych. Dlatego wojna handlowa, która mogłaby ewentualnie wybuchnąć o IRA, byłaby dla Europy znacznie bardziej szkodliwa.

Jaki wymiar mogłaby mieć?

Gdyby miała to być pełnoskalowa wojna, musiałaby polegać na wzajemnym blokowaniu sobie części importu i eksportu. Moim zdaniem ryzyko takiego konfliktu jest minimalne. Nie zależy na nim żadnej ze stron, a w dodatku od czasu agresji na Ukrainę polityczne stosunki Europy z USA są najcieplejsze od lat. Oczywiście można spodziewać się ostrych przepychanek i prób nacisku ze strony Unii, która w negocjacjach będzie usiłowała zmniejszyć protekcjonistyczny wymiar amerykańskiej polityki.

Jeśli nie wojna, to jaka powinna być odpowiedź UE?

Spodziewałbym się głównie groźby działań będących odpowiednikiem polityki amerykańskiej, tj. bardziej agresywnych zachęt do tego, by zaawansowany technologicznie biznes sektora zielonej gospodarki lokował swoją produkcję w Europie, a nie w USA. Ale przede wszystkim będzie to szukanie kompromisu w drodze negocjacji i sądzę, że taki kompromis zostanie osiągnięty. Jednak w sytuacji, gdy firmy amerykańskie nieustannie lobbują w Waszyngtonie za rozwiązaniami najkorzystniejszymi dla siebie, a europejskiej firmy robią to samo w Brukseli, negocjatorzy obu stron będą pewnie musieli sięgnąć po naprawdę ostre groźby i środki nacisku, by swoje stanowiska obronić.

W UE od lat realizowane są duże programy, w postaci funduszy UE, publicznego wsparcia, w tym w zakresie energetyki. Skąd teraz to oburzenie na amerykański program pomocowy?

Problem zawsze tkwi w szczegółach. Wydaje się, że protekcjonistyczne metody zastosowane w programie IRA powodują, że firmy amerykańskie lub działające na terenie USA zyskują nieproporcjonalnie dużo, więcej niż mają dziś firmy europejskie z tytułu naszych programów. I to na tym polu rozegra się walka. Oczywiście każdy kraj ma prawo do wydawania swoich pieniędzy w dowolny sposób, ale działamy w świecie, w którym obowiązują pewne reguły dotyczące niedyskryminowania firm z innych krajów, ustalone np. przez WTO. Unia Europejska najwyraźniej uznała, że Amerykanie z programem IRA je przekroczyli i że dochodzi do rażącego naruszenia zasad uczciwej konkurencji w relacjach międzynarodowych.

Niemcy i Francja najgłośniej, ale Polska również, biją na alarm, że program „zazielenienia” amerykańskiej gospodarki IRA mocno szkodzi europejskiej gospodarce. Skąd te obawy?

Sytuacja jest o tyle niezręczna, że ten program jest wyrazem gwałtownego zaostrzenia amerykańskiej polityki klimatycznej. Spełniło się to, do czego Unia Europejska namawiała Stany Zjednoczone od lat. O ile więc sam cel trudno UE krytykować, o tyle problem polega na tym, że jego realizacja wiąże się z subsydiowaniem przedsiębiorstw amerykańskich bądź firm działających na terenie USA.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Handel
Szara strefa tytoniowa w UE rośnie. W Polsce kurczy się, ale to może się zmienić
Handel
Mieli walczyć z Żabką. Teraz mogą zmienić właściciela
Handel
Płatności odroczone dostępne dla firm. Lepsze warunki niż tradycyjne kredyty
Handel
Firmy też mogą już płacić z opóźnieniem za zakupy
Handel
Beko zamyka dwie fabryki AGD w Polsce. Zwolnienia pacowników
Handel
Sieć sklepów z Malezji chce walczyć o Polaków. Co sprzedaje MR.DIY?