Wiele polskich marek odniosło sukces również na trudnych zachodnich rynkach, ale długo nikt nie podkreślał w promocji, skąd dana marka pochodzi. Teraz się to zmienia, a pandemia zdecydowanie ułatwiła polskim i szerzej unijnym producentom dotarcie do nowych klientów, gdy import z Dalekiego Wschodu znacznie się utrudnił, a przy tym lawinowo wzrosły koszty.
Z najnowszego raportu modowego przygotowanego przez operatora płatności Klarna wynika, że Polacy są bardzo zainteresowani markami krajowymi. Aż 84 proc. ma je już w domu – mówią o tym konsumenci niezależnie od grupy wiekowej. Jako główne zalety krajowej produkcji 56 proc. podaje wygodę takich ubrań, a 44 proc. mówi o przystępnej cenie. 41 proc. chce wspierać rodzimą gospodarkę.
Rynek u progu zmian
– Z naszych danych płyną podobne wnioski, taki trend widać od kilku lat, a pandemia zdecydowanie przyspieszyła zwrot w stronę lokalnej produkcji. Przedstawiciele sektora z innych państw UE mają podobne doświadczenia – mówi Aleksandra Krysiak, dyrektor PIOT Związku Pracodawców Przemysłu Odzieżowego i Tekstylnego. – Oczywiście tania produkcja z Azji sprzedawana na bazarach nie zniknie z dnia na dzień, ale coraz więcej konsumentów zwraca uwagę nie tylko na miejsce produkcji, ale także jakość wykorzystywanych materiałów, certyfikaty pochodzenia. Widzimy choćby renesans produkcji z lnu – dodaje.
Polski przemysł tekstylny ma za sobą wiele kryzysów, a konsumenci długo niezbyt brali pod uwagę, skąd ich ubrania pochodzą. Królowały marki sieciowe, masowo zlecające produkcję do Azji, co pozwalało ograniczać koszty. Teraz koszty frachtu wzrosły nawet dziesięciokrotnie, a dodatkowo jest problem ze znalezieniem wolnych przestrzeni.