prof. Jan Garlicki: Nie poświęcamy wystarczająco dużo uwagi własnym decyzjom

Często wyborcy kierują się emocjami, prostymi – żeby nie powiedzieć prymitywnymi – sympatiami ideologicznymi. Tak dzieje się nie tylko w Polsce – mówi prof. Jan Garlicki, socjolog i politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Publikacja: 21.09.2023 03:00

prof. Jan Garlicki: Nie poświęcamy wystarczająco dużo uwagi własnym decyzjom

Foto: mat. pras.

Zagadnienia na pograniczu gospodarki i życia społecznego są częściej wymieniane w czasie tej kampanii wyborczej niż w poprzednich. Czy wykorzystywanie ekonomii do propagandy jest powszechnym zjawiskiem w świecie?

To zależy od kraju. W Stanach Zjednoczonych na przykład prezydent miał lepsze notowania, jeśli jego rządom towarzyszyła dobra koniunktura, to zwiększało szanse na reelekcję. W Polsce przez wiele lat tematyka gospodarcza była na dalszym planie. A teraz jest używana propagandowo, choćby w pytaniach referendalnych. Przykładem jest referendalne pytanie o wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw. Prof. Jan Czekaj napisał w „Rzeczpospolitej”, że takich przedsiębiorstw jest kilkanaście. Jest to więc pytanie o nic. Gdyby rządzący chcieli dowiedzieć się, co ludzie myślą, to mogliby zapytać o spółki Skarbu Państwa. Tych jest więcej. Wówczas moglibyśmy sobie przypomnieć sprzedaż Lotosu zdecydowanie poniżej wartości dla Saudyjczyków czy przekazanie sieci stacji benzynowej węgierskiemu MOL, który ma udziałowca rosyjskiego. Pytanie o spółki Skarbu Państwa wyborcy mogliby też skojarzyć z ich upartyjnieniem. To byłoby interesujące pytanie: czy ludziom przeszkadza takie zarządzanie majątkiem publicznym, czy już nie.

Do tej pory mówiono, że Polska się ustrzegła oligarchów, czy to jest jakaś nowość dla nas?

Zawsze istniała polityczna skłonność do wykorzystywania spółek Skarbu Państwa. Natomiast skala, w jakiej to się ostatnio dzieje, jest niespotykana w stosunku do tego, jak to bywało kiedyś. Zmieniają się zarządy, ale są to lukratywne stanowiska. Nie tylko na najwyższym szczeblu zarządczym. Medialne informacje o „milionerach”, którzy się wzbogacili w spółkach Skarbu Państwa, to właśnie przykłady rozrastania się oligarchii. Kiedyś istniała ustawa „kominowa”. To znów była przesada w druga stronę. Teraz o jakichkolwiek ograniczeniach już zapomnieliśmy.

Które zagadnienia związane z ekonomią są drażliwe społecznie i ważne dla kampanii, a potem dla wyniku wyborów?

Drożyzna i inflacja – to na pewno. Stąd narracja NBP i rządu, że przyczyny są niezależne od polityki wewnętrznej, tylko wynikają z warunków zewnętrznych: putinizacja, droga ropa naftowa. Ważny może być też brak inwestycji, szczególnie dla przedsiębiorców.

Czy przedsiębiorcy są odporni na język publicystyczny dotyczący spraw gospodarczych?

Przedsiębiorcy potrafią liczyć. Raczej nie ulegają propagandzie. Część pozytywnie ocenia zmiany dotyczące CIT, benefity, które pozwoliły przetrwać pandemię, tarcze ochronne. Jednak w sposób powściągliwy oceniają sytuację gospodarczą, jak i różne pomysły polityków. Przy badaniu ich opinii na temat usług bankowych rejestrujemy nieufność i niechęć do zaciągania kredytów. Wolą decydować o inwestycjach z własnych pieniędzy, niż obawiać się kredytu bankowego, jego kosztu, zmiennych stóp procentowych. W poważny sposób niepokoją ich częste zmiany prawa i częsta zmiana wykładni podatkowych. Choć wysokie oprocentowanie kredytów też ich powstrzymuje od pożyczek i inwestycji.

Czy z badań, które robi Indicator, wynika, jakie musiałyby być spełnione warunki, by zwiększyć zaufanie przedsiębiorców i by zaczęli inwestować?

Potrzebna jest stabilizacja i przewidywalność. Huśtawka decyzji, obniżenie podatków, podniesienie składek – co miało miejsce w zeszłym roku – nie sprzyja inwestycjom. Tak samo jak wykorzystanie do celów politycznych Rady Polityki Pieniężnej. W legislacyjnym galimatiasie nawet pozytywne decyzje, jak zmiany CIT, nie skłaniają do zaufania i do poważnego inwestowania. Trudno będzie politykom tę sytuację zmienić.

Wiek emerytalny jest tematem wrażliwym dla decyzji politycznych i dla wyniku wyborczego?

Żadna z partii politycznych nie chce ustawowo wydłużać wieku emerytalnego. Dodatkowo zwiększa się trend: coraz więcej osób, zwłaszcza w zawodach umysłowych czy usługowych, nie wybiera się na emeryturę w wieku 60 lat w przypadku kobiet, a mężczyźni – mając 65 lat. Pracują dalej. Jedni mają wciąż zapał, inni robią to, bo muszą podwyższyć dochody. Przypuszczam, że nawet dla nich nie ma znaczenia ustawowe określenie wieku emerytalnego. To także przykład wykorzystania zagadnień ekonomicznych do takiego prymitywnego marketingu politycznego, do podsycania emocji. Niewiele jest kwestii gospodarczych, które można ustalić w ramach demokracji bezpośredniej, takich, które mają sens. Chociaż w kantonach szwajcarskich praktyka jest inna. Na pewno nie ma sensu zadawać pytań oczywistych. Pamiętam referendum z 1987 roku. Zapytano o akceptację programu uzdrowienia gospodarki, choć wymagać to miało dwóch–trzech trudniejszych lat oraz o akceptację demokratyzacji systemu socjalistycznego. Sporo osób wzięło w nim udział, bo było to dwie trzecie uprawnionych. Jednak „tak” na te oczywiste pytania odpowiedziało zaledwie 44 proc. biorących udział w referendum. Wydawałoby się, że nikt nie będzie przeciwko poprawie gospodarki i przeciwko demokratyzacji, zwłaszcza w systemie quasi-autorytarnym, a jednak tak było. Ktoś powiedział, że to było najdroższe badanie społeczne. Odpowiedź była wiadoma. Pewnie zaś, trochę na zasadzie przekory, nie wszyscy, którzy zagłosowali, odpowiedzieli „tak.” Referendum jest wykorzystane do akceptacji polityki rządzących. Było trzy razy „tak” (w sfałszowanym referendum w 1946 roku), a teraz ma być cztery razy „nie”. Zastanawiam się, ile osób zastosuje metodę pięć razy nie, czyli nie weźmie udziału w referendum. A szczególnie kuriozalne – zwłaszcza w świetle ostatnich informacji medialnych – jest zadawanie w referendum pytania o relokację nielegalnych imigrantów. Po pierwsze – Komisja Europejska nie zamierza nas do tego nakłaniać i nie nakłada na nas takiego obowiązku. Po drugie – przed relokacją imigranci są dokładnie sprawdzani i przestają być „nielegalni”. Po trzecie, w ostatnim czasie – równolegle z budową muru na granicy z Białorusią – MSZ wydał wiele wiz dla imigrantów z Afryki i dalekiej Azji.

Gdybyśmy w referendum naprawdę chcieli zapytać o trzy ważne kwestie dla gospodarki, to o co moglibyśmy zapytać?

Warto na pewno zapytać o inwestycje w nowoczesne gałęzie przemysłu, o to, które z nich powinny być priorytetowe. Nie myślę tu o monstrualnych inwestycjach, które nie wiadomo, czy są potrzebne, jak przekop Mierzei Wiślanej czy budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, tylko o priorytetach rozwojowych. Wciąż nie wiemy, czy bardziej powinniśmy rozwijać infrastrukturę kolejową czy drogową. Czy istotne jest pozyskanie przez polski rząd pieniędzy unijnych na realizację KPO? Choć na to ostatnie pytanie trudno byłoby się spodziewać innej odpowiedzi niż twierdząca.

Ważna jest kwestia praworządności, choć nie mam pomysłu, jak sensownie można byłoby o to zapytać.

Dlaczego wystarczą same hasła, płytka argumentacja ekonomiczna? Jesteśmy łatwym łupem „ekonomicznym” dla polityków? Takim przykładem jest dla mnie „wolnorynkowość” Konfederacji.

Duża część społeczeństwa nie wnika szczegółowo w programy gospodarcze partii. Kupuje – albo nie kupuje – same hasła. I takimi przykładowo – w przypadku Konfederacji – są: niższe podatki czy dobrowolny ZUS.

Politycy nie cieszą się społecznym zaufaniem, tak wynika z różnych badań opinii publicznej. Dlaczego więc wystarczą nam same ich hasła, a nie sprawdzamy, czy są to rozsądne propozycje, takie, na które są pieniądze, lub które mogą zburzyć nasz dobrobyt?

Często nie poświęcamy wystarczająco dużo uwagi własnym decyzjom. Powiem coś niepopularnego: nie wiemy, ile osób wpadło w pułapkę kredytu frankowego, dlatego że nie zastanowiło się poważnie nad konsekwencjami swojej decyzji. Ile osób teraz szczegółowo sprawdza ofertę „Kredytu 2 proc.”, występując o wniosek kredytowy? Tego też nie wiemy. Każdy kredytobiorca powinien skalkulować całkowite koszty zadłużenia, które sobie funduje i dokładnie sprawdzić ofertę. Skomplikowanie przepisów utrudnia zorientowanie się w różnego rodzaju meandrach, a ich jest naprawdę dużo.

Podobnie na „rynku” politycznym. Warto się zastanowić, choć trochę przyjrzeć, jeśli nie programowi, to przynajmniej profilowi partii, koalicji, dokonaniom jej liderów. Potem dopiero zdecydować. A często jest tak, że wyborcy kierują się emocjami, prostymi – żeby nie powiedzieć prymitywnymi – sympatiami ideologicznymi. Nie jest to pocieszające, ale dzieje się tak we współczesnym świecie, nie tylko w Polsce. Eksperci wskazują na personalizację kampanii, czyli liczy się bardziej wizerunek przywódców niż program, karnawalizacji, czyli swego rodzaju festiwalu obietnic, pikników, rozdawania gadżetów reklamowych. I w wielu krajach – nie tylko w Polsce – silne są tendencje populistyczne, którym paradoksalnie towarzyszy skłonność do ulegania rządom o cechach autorytarnych.

Zagadnienia na pograniczu gospodarki i życia społecznego są częściej wymieniane w czasie tej kampanii wyborczej niż w poprzednich. Czy wykorzystywanie ekonomii do propagandy jest powszechnym zjawiskiem w świecie?

To zależy od kraju. W Stanach Zjednoczonych na przykład prezydent miał lepsze notowania, jeśli jego rządom towarzyszyła dobra koniunktura, to zwiększało szanse na reelekcję. W Polsce przez wiele lat tematyka gospodarcza była na dalszym planie. A teraz jest używana propagandowo, choćby w pytaniach referendalnych. Przykładem jest referendalne pytanie o wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw. Prof. Jan Czekaj napisał w „Rzeczpospolitej”, że takich przedsiębiorstw jest kilkanaście. Jest to więc pytanie o nic. Gdyby rządzący chcieli dowiedzieć się, co ludzie myślą, to mogliby zapytać o spółki Skarbu Państwa. Tych jest więcej. Wówczas moglibyśmy sobie przypomnieć sprzedaż Lotosu zdecydowanie poniżej wartości dla Saudyjczyków czy przekazanie sieci stacji benzynowej węgierskiemu MOL, który ma udziałowca rosyjskiego. Pytanie o spółki Skarbu Państwa wyborcy mogliby też skojarzyć z ich upartyjnieniem. To byłoby interesujące pytanie: czy ludziom przeszkadza takie zarządzanie majątkiem publicznym, czy już nie.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Gospodarka
Trudne życie emerytów w Rosji. Wojna Putina zwiększa ubóstwo seniorów
Gospodarka
Netanjahu triumfuje, ale konflikt blokuje ożywienie gospodarcze
Gospodarka
Adam Glapiński: Stopy procentowe w dół ewentualnie w drugim kwartale 2025 roku
Gospodarka
Rosja kupuje „przyjazne kraje”. Dostaną miliardy dolarów tanich kredytów