Przyjęcie do UE dużego i biedniejszego kraju nigdy nie było łatwe. Doświadczyła tego w czasie negocjacji akcesyjnych ponad 20 lat temu Polska. Bo poza koniecznością spełnienia surowych kryteriów konieczne też jest jednomyślne poparcie wspólnoty, a wiele państw boi się rozszerzenia. – Polska weszła do UE, bo miała potężnego promotora – Niemcy. To one wzięły na siebie odpowiedzialność polityczną, przekonały do koniecznej reformy UE, ale też poniosły znaczne koszty finansowe przyjęcia Polski do Unii – mówi „Rzeczpospolitej” Jarosław Pietras, profesor wizytujący w Kolegium Europejskim w Brugii, a w przeszłości minister ds. europejskich i aktywny uczestnik negocjacji akcesyjnych. Opowiada rozmowę, którą odbył wtedy z jednym z hiszpańskich ministrów. – Powiedział mi, że w Hiszpanii mamy niewzruszonego przyjaciela. Ale jak przyjdzie do dyskusji o stali, rolnictwie, pieniądzach, to wiedzcie, że mamy swoje interesy – opowiada były minister. – I Polska teraz zachowuje się jak Hiszpania, a powinna, jak Niemcy.