Nie było rajdu Świętego Mikołaja, nie było windows dressing. Ostatni tydzień roku na rynkach wschodzących zakończył się pod kreską, pogłębiając fatalny bilans całego roku.
Końcówka roku upłynęła w świątecznej atmosferze, przynajmniej jeśli chodzi o aktywność na rynku. Akcjami handlowali nieliczni, jednak wbrew oczekiwaniom części analityków zarządzający funduszami wcale nie kwapili się, by choć trochę poprawić i tak fatalny bilans tego roku. W efekcie tydzień zakończył się na ponad 1-proc. minusie, a cały rok zamknął się średnią stratą przekraczającą 20 proc.
W minionym tygodniu zdecydowanie najgorszym rynkiem był Budapeszt. W reakcji na upolitycznienie tamtejszego banku centralnego, czego konsekwencją było zerwanie rozmów na temat pomocy przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, akcje poszybowały w dół. W okolicach historycznych minimów znalazł się też forint.
Prognozowanie tego, co może wydarzyć się w nowym roku, jest jak wróżenie z fusów. Wprawdzie akcje na rynkach wschodzących pozostają relatywnie tanie, ale ilość znaków zapytania powoduje, że analitycy są bardzo wstrzemięźliwi w wydawaniu prognoz.
Przede wszystkim zwracają uwagę na trudną sytuację zadłużonej Europy, która wciąż nie rozwiązała swoich problemów i pewnie szybko tego nie zrobi. Ale też w kontekście rynków wschodzących mówią o Chinach. Ostatnie dane o PMI chińskiego sektora przemysłowego rozczarowały. W grudniu wskaźnik ten obrazujący aktywność w przemyśle wzrósł z 47,7 pkt do 48,7 pkt, podczas gdy oczekiwano odczytu na poziomie 49,0 pkt. Chińskie problemy są związane z kłopotami w Europie. Pogorszenie koniunktury w przemyśle Państwa Środka ma bowiem ścisły związek ze spadkiem dynamiki chińskiego eksportu właśnie do krajów europejskich.