Nasdaq Composite przebił natomiast w zeszłym tygodniu poziom 15 tys. pkt a początku stycznia wzrósł o 17 proc. Hossa na Wall Street trwa, choć wciąż dają o sobie znać czynniki ryzyka zagrażających zwyżkom, takie jak obawy przed kolejną falą pandemii oraz spowolnieniem gospodarczym.
S&P 500 znalazł się już wyżej, niż większość analityków spodziewała się, że będzie na koniec roku. Najbardziej optymistyczne prognozy strategów zebrane przez agencję Bloomberga (Goldman Sachs i Oppenheimer) wskazują, że S&P 500 sięgnie na koniec grudnia 4700 pkt. Oznaczałoby to wzrost tylko o nieco ponad 4 proc. od poniedziałkowego poziomu. Najbardziej pesymistyczne przewidywania (Bank of America, Stifel Nicolaus) mówią o spadku do 3,8 tys. pkt., czyli o korekcie wynoszącej 16 proc. i powrocie indeksu na poziom z marca. Jakie argumenty mogą przemawiać za korektą?
Analitycy Morgan Stanley spodziewają się na jesieni korekty w USA sięgającej ponad 10 proc. Będzie ona elementem wejścia rynku i gospodarki w "środkową" część cyklu, charakteryzującą się wolniejszym wzrostem gospodarczym i niższym wzrostem zysków.
- W takim scenariuszu, preferujemy defensywne sektory jakościowe takie jako ochrona zdrowia i produkty pierwszej potrzeby, z których wycenami wiążę się mniejsze ryzyko w przypadku pójścia rynkowych stóp procentowych w górę - wskazuje Michael Wilson, główny amerykański strateg Morgan Stanley.
Choć analitycy wskazują zacieśnianie polityki pieniężnej przez Fed za jeden z głównych czynników ryzyka dla rynku akcji, to inwestorzy jak na razie nie okazują strachu przed tym. Z ulgą przyjęli piątkowe wystąpienia Jerome'a Powella, szefa Fedu, podczas sympozjum w Jackson Hole. Co prawda powiedział on wówczas, że ograniczanie programu QE jest bardzo prawdopodobne jeszcze przed końcem roku, to jednak zapewnił, że podwyżki stóp procentowych są bardzo daleką perspektywą.