Polska nie przewodniczy już Radzie Unii Europejskiej i może wprost formułować swą opinię co do propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej podziału środków ze wspólnego budżetu na lata 2014-2020. W tej sprawie rozpoczęły się dopiero konsultacje publiczne, ale już w propozycji stanowisk rządu do poszczególnych rozporządzeń pakietu legislacyjnego polityki spójności widać, że Polska nie akceptuje wiele pomysłów Brukseli. Na pytanie co nie podoba się rządowi w projektach nowych regulacji Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego wskazuje: nowy fundusz „Łącząc Europę" oraz warunkowość makroekonomiczna, czyli sankcje polegające na zawieszeniu płatności z UE jeśli dane państwo wejdzie w procedurę nadmiernego deficytu lub utraci równowagę makroekonomiczną. Z tym ostatnim pomysłem nie zgadza się też Parlament  Europejski. - Sankcje, które prowadzą do zawieszania, a potem odbierania środków grożą nierównym traktowaniem państw. Regiony, miasta czy przedsiębiorcy płaciliby brakiem dostępu do środków za błędy ministrów finansów – wskazuje Danuta Hübner przewodnicząca komisji ds. rozwoju regionalnego Parlamentu Europejskiego.

- Nie podobają się nam również wszelkie procentowe limity nakładane przez Brukselę, w tym ustanowienie minimalnego limitu pomocy z Europejskiego Funduszu Społecznego (EFS) na poziomie 25 proc. budżetu w najbiedniejszych regionach, a więc w piętnastu z naszych województw – dodaje Bieńkowska. Teraz ogółem na projekty „miękkie" finansowane z EFS idzie 14 proc. środków, które Polska otrzymała na lata 2007-2013. – I ten poziom jest wystarczający. Trzeba tylko zastanowić się nad efektywniejszym sposobem wykorzystania tych pieniędzy – zauważa Olgierd Geblewicz, marszałek zachodniopomorski. Jego zdaniem warte rozważenia jest finansowanie wielofunduszowe, ale na poziomie projektów, co w praktyce oznaczałoby np. że przedsiębiorca mógłby pozyskać pieniądze z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego na nową technologię produkcji, a następnie ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego przeszkolić pracowników z jej stosowania.

Geblewicza podobnie, jak i resort rozwoju niepokoi też znaczące ograniczenie kwalifikowalności podatku VAT. – Brak kwalifikowalności VAT może odstraszyć samorządy od dotacji, bo ich budżety już teraz są bardzo napięte, a w okresie 2014-2020 będą napięte jeszcze bardziej – ostrzega marszałek tłumacząc, że pomysł z VAT-em to nic innego jak obniżenie poziom unijnego dofinansowania.

Polskę niepokoją również detale. Jak wskazuje minister rozwoju należy do nich m.in. propozycja corocznego zamykania wydatków w programach operacyjnych. - Niepokoją nas konsekwencje planowanego systemu rocznego „czyszczenia rachunków", czyli corocznego zamykania wydatków w programach operacyjnych. System ten przewiduje możliwość nakładania przez KE korekt netto. Konsekwencją byłaby utrata pieniędzy za wszelkie błędy wykryte w wydatkach, które podlegały rocznemu zamknięciu. Taki system wymusi na państwie członkowskim uszczelnienie i zwielokrotnienie kontroli wobec beneficjentów projektów, aby zapobiec corocznemu uszczuplaniu budżetu – tłumaczy Bieńkowska. – To propozycja, która prowadzi do rozrostu biurokracji – wtóruje Geblewicz.

Zdaniem Elżbiety Bieńkowskiej niezrozumiała jest też propozycja odcięcia od dotacji dużych firm, które dzięki nim tworzą wiele nowych miejsc pracy.