W kontrakcie politycy powinni ustalić podstawowe wskaźniki budżetowe oraz reguły i sposoby rozwiązywania problemów pojawiających się w trakcie rządów. Do takich rozwiązań zachęcał Onno Ruding podczas konferencji „Reforma finansów publicznych w Polsce – kierunki zmian”, zorganizowanej przez program Ernst & Young „Sprawne państwo”.
Czy jednak da się to przełożyć na warunki polskie? Radosław Zubek z London School of Economics and Political Science stwierdził, że aby zawrzeć taki kontrakt, trzeba myśleć podobnie. – Tymczasem u nas partie koalicyjne raczej patrzą na siebie wilkiem, każda z nich nastawiona jest na wynagradzanie elektoratu wysokimi wydatkami socjalnymi – przekonywał Zubek.
Zdaniem Marty Postuły z Departamentu Organizacji Finansowej w resorcie finansów reguły finansowe, które sprawdziły się w Holandii, w Polsce mimo prób się nie przyjęły się. – Była tzw. reguła Belki, aby zwiększać wydatki w zależności od skoku inflacji plus jeden, jednak – być może dlatego, że nie zapisano tego w żadnej umowie – w praktyce okazało się to niewykonalne – wspomniała Postuła. Dodała, że coś na kształt reguły funkcjonowało za rządów PiS, które założyło, że deficyt budżetowy nie może być wyższy niż 30 mld zł, ale nie miało to bezpośredniego związku ze strukturą wydatków państwa.
Minister finansów w rządzie Marka Belki Mirosław Gronicki podkreślił, że zmiany należy zacząć od polskich instytucji finansowych. – Obecnie Ministerstwo Finansów kontroluje wszystko, począwszy od cen, zbierania podatków i parapodatków, a na wydatkach i zarządzaniu długiem kończąc – wyjaśnił Gronicki. – Moim zdaniem powinno się scentralizować kontrolę, ale sposób realizacji budżetu powinien zostać podzielony.
Ekonomista sprzeciwił się natomiast podpisywaniu kontraktów politycznych. – Ja jako minister finansów chciałbym posiadać okno ewakuacyjne, podpisując kontrakt wziąłbym na siebie pełną odpowiedzialność za realizację jego zapisów, podczas gdy politycy byliby bezkarni – uważa ekonomista.