Po werdykcie Sądu Pierwszej Instancji w Luksemburgu, który orzekł w środę, że Komisja nie miała prawa zmniejszać Polsce limitu emisji dwutlenku węgla, wczoraj głos zabrał unijny komisarz ochrony środowiska. W oświadczeniu opublikowanym wieczorem Stavros Dimas nie wykluczył, że odwoła się do sądu wyższej instancji. Ale przede wszystkim zasygnalizował, że Polska wcale nie musi dostać więcej uprawnień. Taką prawdopodobną wersję wydarzeń przedstawiliśmy we wczorajszej „Rz”, komisarz ją potwierdza. Nie ma mowy o wydawaniu przedsiębiorstwom uprawnień według pierwotnego polskiego planu alokacji na lata 2008-12, opiewającego na 284 mln ton, odrzuconego przez Komisję. Polska musi przygotować nowy plan, który znów będzie podlegał ocenie Brukseli. — Przygotowując nowe decyzje oprzemy się na najlepszych dostępnych danych. W tym kontekście ważna jest faktyczna wartość emisji w latach 2005-08. W świetle tych nowych danych wydaje się nieprawdopodobne by zaistniała jakakolwiek rzeczywista różnica w liczbie pozwoleń. Bo faktyczne emisje są zbieżne z poziomem wyznaczonym przez Komisję— oświadczył komisarz.
Komisja wykorzystuje sytuację, że zmieniły się prognozy gospodarcze, na podstawie których wyznacza się limity emisji. W związku z kryzysem liczba potrzebnych pozwoleń w latach 2008-12 jest mniejsza niż wydawało się w 2007 roku momencie, gdy Komisja analizowała polski plan sporządzony na podstawie danych z 2005 roku. Zwycięstwo przed sądem może więc okazać się wyłącznie prestiżowe.
Oświadczenie Dimasa zostało wydane, żeby uspokoić sytuację. Po wygranej Polski i Estonii inne kraje zaczęły wyrażać zainteresowanie dodatkowymi limitami i Komisja boi się, że do sądu wpłyną kolejne sprawy. Wczoraj o dodatkowe uprawnienia poprosił rząd włoski. Sytuacja prawna nie jest jasna. Bo co prawda, sąd nie kwestionuje wyliczeń Komisji, ale stwierdził, że nie ma ona prawa do wyznaczania limitów, bo to należy do kompetencji państw członkowskich. To może zachwiać całym rynkiem CO2.