– Obliczamy koszty powodzi. Jeśli się okaże, że wprowadzenie poprawki do budżetu jest konieczne, że to może ułatwić pomoc ofiarom, wtedy rozważymy taki krok – mówił wczoraj w Luksemburgu minister finansów Jacek Rostowski. Dodał, że dzięki ostrożności przy projektowaniu ustaw budżetowych w ostatnich latach sytuacja polskich finansów publicznych jest na tyle silna, że pozwoli Polsce poradzić sobie z tym wyzwaniem. Po powodzi tysiąclecia w 1997 r. Sejm zmienił ustawę budżetową. Według szacunków na bazie cen z 2010 r. ówczesne straty sięgnęły około 20 mld zł (1,4 proc. PKB).
Jeszcze w poniedziałek rzecznik rządu Paweł Graś zapewniał, że zmiany w ustawie nie będą konieczne. Rząd zabezpieczył bowiem na likwidację zniszczeń popowodziowych ponad 6 mld zł. W rezerwach celowych (na usuwanie klęsk żywiołowych i na inwestycje unijne) zgromadzono około 2,2 mld zł. Pozostałą część znalazły poszczególne resorty.
[wyimek]20,3 mln zł odszkodowań wypłacili już ubezpieczyciele za straty powodziowe[/wyimek]
Tymczasem ekonomiści szacują koszty powodzi na około 13 – 14 mld zł. Większość z nich przypomina, że wydatki na likwidację strat będą ponoszone przez kolejne kilka lat, trudno zatem mówić o dużej dziurze w tegorocznym budżecie – tym bardziej że deficyt może się okazać niższy, niż planowano. Na koniec kwietnia wydatki sięgnęły 106,8 mld zł, (36 proc. planu). W tym samym czasie dochody wyniosły niespełna 80 mld zł (32 proc. planu).
Według danych Komisji Nadzoru Finansowego towarzystwa ubezpieczeniowe na razie szacują swoje zobowiązania związane z tegoroczną powodzią na 460,7 mln zł. Do 7 czerwca zgłoszono im ponad 116,8 tys. szkód.