Z inicjatywy polskiego rządu dziewiątka państw (prócz Polski, także Bułgaria, Czechy, Węgry, Łotwa, Litwa, Rumunia, Słowacja i Szwecja) wysłała w ubiegłym tygodniu do Komisji Europejskiej list, w którym przekonuje, że obecna metoda liczenia długu jest niesprawiedliwa, bo uderza w te państwa, które zreformowały systemy emerytalne.

W czym problem? Pokazuje to nasz krajowy przykład. Po zmianie systemu emerytalnego 7,3 proc. wynagrodzenia Polaków trafia do funduszy emerytalnych, a 12,22 proc. do ZUS (wcześniej całą składkę — 19,52 proc. dostawał ZUS). Pieniądze funduszom emerytalnym przekazuje ZUS i tym samym ma mniej pieniędzy na wypłatę bieżących emerytur. Rząd refunduje tę różnice ZUS, a dokładnie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych m.in. emitując obligacje. To zwiększa zadłużenie państwa, ale w przyszłości będzie miało pozytywny efekt, bo OFE przejmą część wypłat emerytur.

Zdaniem ekspertów Unia ma kłopot z tym, w jaki sposób traktować kapitałowe systemy emerytalne. W Europie wciąż dominują systemy repartycyjne, w których wpływające składki są przeznaczone na bieżącą wypłatę świadczeń emerytalnych. W Polsce każdy sam odkłada na emeryturę i jej wysokość zależy od tego, ile uzbierał. Polska od dawna dyskusje z Eurostatem, unijny urząd statystyczny, na temat klasyfikacji funduszy emerytalnych. Eurostat zalicza OFE do instytucji finansowych, co powoduje, że pieniądze transferowane do funduszy wliczane są do polskiego długu. Tymczasem Polska już w trakcie negocjacji przedakcesyjnych stała na stanowisku, że fundusze emerytalne są podmiotami sektora finansów publicznych.

Z niedawnych doniesień prasowych wynika, że już 6 września Komisja Europejska może pozytywnie odnieść się do listu wysłanego przez 9 państw dotyczącego definicji długu publicznego. Jednak zdaniem Michała Boniego, ministra w Kancelarii Premiera, tego dnia Komisja nie podejmie żadnej decyzji. Na zmianę myślenia na temat długu publicznego trzeba zaczekać. Nawet kilka lat.