Po raz drugi białoruski bank centralny zezwoli firmom handlować walutą na giełdzie. Z pierwszej takiej decyzji bank wycofał się po kilku godzinach, gdy kurs o 70 proc. przekroczył oficjalny. Teraz kurs sięgnął 5500 białoruskich rubli za dolara, czyli 82 proc. więcej niż oficjalny (3013 rubli). Bank jednak wycofać się już nie może, bo sytuacja w kraju jest krytyczna. Z braku walut bankrutują importerzy. A ponieważ gospodarka kraju opiera się na imporcie, stają przedsiębiorstwa. Ceny w sklepach poszybowały o 50 proc.

– Rubel praktycznie został już zdewaluowany, tylko nikt tego nie chce oficjalnie ogłosić i uwolnić handlu walutą – mówi „Rz" Walentyna Ochab, członek zarządu Śnieżka SA, dyrektor ds. współpracy z zagranicą. Firma ma pod Mińskiem zakład produkcyjny. – Rynek białoruski, na który trafia około 10 proc. naszej produkcji, jest bardzo ważny. Brak walut wpłynął na zwiększenie zobowiązań z tytułu dostaw surowców. Musieliśmy ograniczyć produkcję z trzyzmianowej do dwuzmianowej. Ręczne sterowanie gospodarką dotyka wszystkich firm obecnych na tym rynku.

– Nawet jeśli Białoruś wyprosi kredyt w Rosji, to starczy tego, by ustabilizować wygłodniały rynek na jakieś trzy miesiące. Potem albo wysoka dewaluacja rubla, pełne urynkowienie gospodarki, prywatyzacja i efektywny system pozyskiwania inwestycji zagranicznych, albo bankructwo – ocenia radca Wiesław Pokładek, kierownik Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Mińsku.