Czwartkowa sesja aż do godzin popołudniowych, nie była udana dla naszego pieniądza. Złoty od rana wyraźnie tracił na wartości przerywając dwutygodniowy trend wzrostowy. W tym czasie euro potaniało o prawie 20 groszy spadając poniżej 4,4 zł. Podobnie potaniały inne waluty.

W czwartek od rana inwestorzy woleli jednak zamykać pozycja na złotym. Przyczynił się do tego m.in. środowy komunikat Europejskiego Banku Centralnego, który ujawnił, że w ostatnim okresie pożyczył bankom komercyjnym aż 214 mld euro. Całkowita wartość zadłużenia banków w EBC zbliżyła się zatem do 880 mld euro.

Wiadomość miała fatalne skutki dla notowań euro. Jego kurs od środy zaczął gwałtownie zniżkować wobec dolara amerykańskiego. Kurs EUR/USD w czwartek przed południem spadł poniżej 1,29.

W ślad za euro na wartości zaczął też tracić złoty, którego notowania są skorelowane ze wspólną walutą. W czwartek w południe dolar kosztował Warszawie już 3,45 zł czyli był o pięć groszy droższy niż w środę. Kurs franka szwajcarskiego zwyżkował do 3,66 zł (o sześć groszy). Za euro płacono 4,46 zł co również oznaczało zwyżkę o sześć groszy (przeszło 1,3 proc.).

O godz. 16. sytuacja na naszym rynku walutowym zmieniła się jednak jak za dotknięciem różdżki. Do gry włączył się Narodowy Bank Polski. Podaż obcych walut z jego strony skutkowała gwałtownym umocnieniem się złotego. O godz. 16.20 euro kosztowało 4,4130 zł czyli było już tylko o 0,3 proc. droższe niż w środę. Dolar był wyceniany na 3,4170 zł (wzrost o 0,5 proc.) a frank na 3,6240 zł (również 0,5 proc. więcej niż dzień wcześniej).