O uzgodnieniach poinformował w piątek Paolo Scaroni, prezes włoskiego koncernu Eni (ma 20 proc. akcji). Jak podała agencja Interfaks, udziałowcy gazociągu – Eni, Gazprom (50 proc.), niemiecki Wintershall i francuski EdF (po 15 proc.) – ustalili, że budowa ruszy w grudniu. Najpierw zostanie zbudowany odcinek 925 km po dnie Morza Czarnego z Rosji do Bułgarii. To najdroższa część inwestycji (ok. 10 mld euro).
Część naziemna rozdzieli się w Bułgarii na dwie nitki – do Serbii, Węgier i Austrii oraz do Grecji i Włoch. Będzie to łącznie ok. 2000 km. Koszt to ok. 5 mld euro.
Wielu ekspertów uważa jednak, że koszty rzeczywiste będą dużo wyższe, bo inwestycja i jej długość nie ma sobie równej w skali europejskiej. Władze ukraińskie twierdzą, że gazociąg południowy będzie kosztował co najmniej 23 mld euro i jest to inwestycja wyłącznie polityczna. Gazociąg będzie dostarczał gaz z ominięciem Ukrainy – dziś najtańszej i najszybszej drogi transportowej.
– Dla inwestorów Gazpromu ten projekt to rodzaj zimnego prysznica. Na rynku dopiero co nastąpiło ocieplenie w stosunku do akcji Gazpromu, gdy koncern zapowiedział zwiększenie dywidend. Ale w 2013 r. przy takim projekcie już raczej na to pieniędzy nie starczy – uważa Walerij Niestierow, analityk z firmy inwestycyjnej Troika Dialog. – Oczywiście Gazprom spieszy się z wejściem na nowe rynki i zajęciem wolnych nisz, ale tyle projektów naraz (buduje jeszcze Nord Stream i kilka gazociągów w Rosji – red.) tylko narusza wartość firmy – dodaje.
Witalij Kriukow z IFD Kapital powiedział „Rz", że choć okres zwrotu inwestycji będzie bardzo długi (ok. 30 lat), to „Gazprom cały czas podkreśla, że chodzi tu o zagwarantowanie bezpieczeństwa i płynności przesyłu. I to może się okazać rzeczywiście warte tej ceny".