Gorąca debata w Izbie Gmin pokazała, że premier David Cameron ma minimalne pole manewru w czasie negocjacji o unijny budżet. Jego stanowisko i tak było najostrzejsze – do tej pory żądał zamrożenia wydatków na lata 2014–2020 na poziomie obecnym, czyli ustalonym na okres 2007–2013. Teraz jednak ma przeciwko sobie Partię Pracy i rebeliantów z własnego ugrupowania, którzy zbudowali większość na rzecz żądania realnych cięć.
Nie wystarczyły im zapewnienia premiera, który w czasie debaty powiedział: „Ten rząd prezentuje najtwardsze stanowisko wobec unijnego budżetu w historii wszystkich brytyjskich rządów". Cameron zapowiedział, że w najlepszym razie chciałby cięć w budżecie, a w najgorszym – jego zamrożenia. Zapewnił, że nie zawaha się użyć weta na szczycie 22–23 listopada w Brukseli.
Możliwe weto
Groźba weta to potężna broń w negocjacjach. Teoretycznie może użyć go każde z 27 państw dla zablokowania unijnego budżetu, ale tylko Wielka Brytania ma tak silny eurosceptyczny blok w swoim parlamencie, który czyni premiera więźniem haseł oszczędnościowych. Co więcej, Wielka Brytania może być jednym z nielicznych krajów, którym weto się opłaca. Zdaniem ekspertów z think tanku Open Europe opłaca się jej nawet bardziej niż żądanie Camerona zamrożenia budżetu. Bo zamrożenie to wzrost na poziomie inflacji, ale jednocześnie uznanie nowej struktury wydatków w Europie. A w latach 2014–2020 zmienia się ona na korzyść nowych państw członkowskich, które dołączyły do Unii w 2004 roku i później. I na tym Londyn straci.
Rabat pani Thatcher
Bo ważnym elementem ich finansowej pozycji netto jest tzw. rabat, wywalczony jeszcze przez Margaret Thatcher w 1984 roku. Rocznie Bruksela zwraca Londynowi 3,56 mld euro z tego, co sam wcześniej zapłacił. Ale rabat jest finansowany tylko przez stare, bogatsze państwa Unii. W sytuacji gdy więcej wydatków z budżetu będzie szło na nowe państwa, to rabat automatycznie spadnie. Według ekspertyzy Open Europe zwiększy to brytyjski wkład netto w budżet UE o 1–2,4 mld euro w ciągu siedmiu lat.
Polska ma dostać 72,7 mld euro zamiast 77 mld zgodnie z obecnym projektem