WIG20 osłabił się wczoraj o 0,75 proc., na  parkietach zachodnioeuropejskich i na Wall Street przecena akcji była jeszcze głębsza. Główne indeksy Wall Street zniżkowały o ponad 2 proc. Wyraźnie umocnił się też dolar postrzegany przez inwestorów jako bezpieczna przystań. To sugeruje, że na rynki wróciły te same obawy, które dominowały przed wyborami.

– Świat wygląda dzisiaj praktycznie tak samo jak w poniedziałek. Obama jest prezydentem, Senat jest zdominowany przez demokratów, a Izba Reprezentantów przez republikanów – powiedział Marc Chandler, główny strateg walutowy Brown Brothers Harriman. Według niego umocnienie się dolara to wyraz niepokoju inwestorów, jak Waszyngton poradzi sobie z tzw. fiskalnym klifem. – Zwycięstwo Obamy sprawi, że obejście tego problemu będzie trudniejsze – ocenił Bruce Bittles, główny strateg inwestycyjny firmy RW Baird. Zdania, że Romney miał lepsze pomysły na złagodzenie fiskalnego urwiska, była większość ekspertów. Ale jak zauważyli ekonomiści banku BNP Paribas, nawet gdyby Romney wygrał, uzyskałby nad Obamą niewielką przewagę i nie miałby silnego umocowania, aby przeforsować swoje pomysły w Kongresie.

Podobnego zdania jest Julian Jessop, ekonomista ds. globalnych w Capital Economics. – Historycznie akcje radziły sobie lepiej, gdy prezydentem był demokrata, ale w pierwszym roku kadencji stopy zwrotu były wyższe, gdy prezydentem był republikanin. Możliwym wyjaśnieniem tego zjawiska jest to, że inwestorzy uważają republikańskie administracje za bardziej przyjazne dla biznesu – powiedział. Ale dodał, że tym razem wygrana republikanina Romneya wiązałaby się ze wzrostem niepewności na rynkach związanej m.in. z relacjami USA z Chinami oraz zmianami w Rezerwie Federalnej.

Tym, że wybory – niezależnie od wyniku – usuwają z rynku jedno ze źródeł niepewności, tłumaczy się fakt, że końcówka roku wyborczego jest na ogół na giełdach udana.  Z wyliczeń firmy inwestycyjnej Bespoke wynika, że od 1928 r. S&P 500 w listopadzie roku wyborczego zyskiwał średnio 0,9 proc., a w grudniu 1,7 proc. W latach, gdy wygrywali demokraci, stopy zwrotu były średnio mniejsze, choć nadal dodatnie.