Przewidywania banku centralnego dla wzrostu gospodarki w kolejnych latach okazały się bardziej pesymistyczne niż jeszcze jesienią, dlatego RPP zdecydowała się na głębsze cięcie stóp – tłumaczy Marek Belka zaskakującą decyzję Rady z ubiegłego tygodnia. Stopy procentowe spadły o 0,5 pkt proc. NBP prognozuje, że w tym roku gospodarka wzrośnie o 1,3 proc.
W rozmowie z „Obserwatorem Finansowym" Belka tłumaczy, że słabość gospodarki to nie wina restrykcyjnej polityki pieniężnej, ale głównie niepewności co do kondycji Europy. – To jest jak jakaś szara mgła w horrorze. Nasi konsumenci i inwestorzy zamierają ze strachu, że z tej mgły wyłoni się wilkołak, to znaczy kryzys. I nie wydają pieniędzy – mówi prezes NBP. Osłabienie to też efekt zacieśnienia fiskalnego w ostatnich latach. Belka zgadza się, że było to konieczne, ale dalsze zaciskanie pasa nie jest już wskazane.
Prezes NBP odpiera zarzuty ministra finansów Jacka Rostowskiego i części ekonomistów, że reakcja Rady na słabnącą gospodarkę była spóźniona. – Można powiedzieć: Rada mogła szybciej. Krytykę przyjmuję, ale nie przyjmuję, że jest to działanie procykliczne i teraz już niepotrzebne – mówi prezes NBP.
Rostowski zaapelował ostatnio, aby RPP nie poprzestawała na ostatnim ruchu i dalej cięła stopy. Naciski rządu nie dziwią prezesa banku centralnego, uważa je wręcz za „normalne". – Rząd jest odpowiedzialny za wzrost gospodarczy i zawsze wolałby mieć łatwiejszy pieniądz, nawet kosztem narażenia gospodarki na inflację – mówi Belka.
Jednak szanse na to, że RPP posłucha ministra finansów i stopy spadną jeszcze mocniej (główna wynosi teraz 3,25 proc.), są niewielkie. – Obniżyliśmy stopy o 50 punktów i postanowiliśmy przejść na tryb „wait and see". Nie chciałbym dzisiaj rozważać kwestii dalszych obniżek. To nie jest właściwy moment. Zobaczymy, co się będzie działo w gospodarce – mówi Marek Belka.