Zadyszka jeszcze przed startem

Jeśli ktoś uważa, że Inwestycje Polskie da się uruchomić w kilka miesięcy, jest szaleńcem – mówią urzędnicy.

Publikacja: 27.04.2013 00:30

Zadyszka jeszcze przed startem

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Małe biuro w budynku dawnego Komitetu Centralnego PZPR w centrum Warszawy. To tu rodzi się teraz program, który ma się stać kołem zamachowym polskiej gospodarki. Chodzi o zapowiedziany w tzw. drugim expose premiera Donalda Tuska program „Inwestycje Polskie". Pierwotne plany przewidywały, że pierwsze projekty pojawią się już w połowie roku. Ale coraz więcej osób uważa, że jest to coraz mniej prawdopodobne.

Projekt bez zagrożeń

– Robimy wszystko, by w tym roku uruchomić pierwsze projekty. Ale chodzi o zbyt poważne sprawy i tak duże pieniądze, że nie można sobie pozwolić na prowizorkę. Tym bardziej że rozmawiamy o pieniądzach publicznych, które wymagają nadzwyczajnej staranności. Dlatego trzeba się raczej nastawić, że widoczne efekty pojawią się w końcówce roku – przyznaje w rozmowie z „Rz" jeden z urzędników Ministerstwa Skarbu.

– Projekt jest w toku i nie widzę powodów, by się o niego obawiać. Nie widzę zagrożeń – zastrzega w rozmowie z „Rz" Tadeusz Aziewicz (PO), szef sejmowej Komisji Skarbu Państwa. Maks Kraczkowski (PiS), wiceprzewodniczący Komisji Gospodarki, ma jednak obawy. Jego zdaniem program się zaczyna rozmywać, a na pewno ślimaczyć. – A szkoda, bo gospodarce jest bardzo potrzebny – zauważa.

Podobnego zdania są zresztą nie tylko politycy, ale również przedstawiciele branż szczególnie zainteresowanych Inwestycjami Polskimi. Dla wielu przedsiębiorstw zajmujących się na przykład budownictwem ich uruchomienie to bowiem być albo nie być.  – Wszystko idzie o wiele wolniej, niż się spodziewaliśmy. Aktualna sytuacja gospodarcza wymaga zaś, by ten program uruchomić tak szybko, jak to tylko możliwe – mówi Dawid Piekarz z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.

Ministerstwo Skarbu uspokaja. – Wszystko przebiega zgodnie z planem – zapewnia Katarzyna Kozłowska, rzeczniczka resortu.

A jednak... Po pierwotnej fazie przyspieszenia program ostatnio nabrał jakby zadyszki. Na początku marca wybrano co prawda prezesa spółki Polskie Inwestycje Rozwojowe, która ma go realizować. Po kilkutygodniowym procesie rekrutacyjnym, w który Ministerstwo Skarbu zaangażowało jedną z największych na świecie agencji headhunterskich, został nim Mariusz Grendowicz, były prezes BRE Banku. Wokół projektu zapadła jednak głucha cisza. Grendowicz publicznie się nie wypowiada i nie rozmawia z dziennikarzami. O jakichkolwiek pierwszych projektach, w które mógłby się zaangażować PIR, też na razie cisza. – Musi teraz popracować. Wypowiadał się będzie, gdy nadejdzie odpowiedni moment – wyjaśniają współpracownicy.

– Pochylamy się nad projektami spółek Skarbu Państwa, bo z nimi na co dzień pracujemy. Wiemy, co mają w planach i na co brakuje im środków. To jest na przykład GazSystem i budowa rurociągów oraz magazynów gazu. Takim projektem mogłaby być inwestycja, którą Lotos przygotowuje wspólnie z Azotami. Chodzi o budowę nowej instalacji petrochemicznej w oparciu o zasoby i potrzeby obu tych firm. Rozmawiamy też z kilkoma samorządami na temat projektów PPP lub w formule dokapitalizowania spółek komunalnych. Przychodzą do nas coraz częściej ciekawe projekty spółek z kapitałem w 100 procentach niezależnym od Skarbu Państwa – mówił w rozmowie z „Rz" wiceminister skarbu Paweł Tamborski, który odpowiada w resorcie za uruchomienie programu.

Wytypowano już kilkadziesiąt projektów, które można realizować w ramach Inwestycji Polskich.

Jesienią zeszłego roku premier zapowiedział, że dla wypełnienia luki po funduszach unijnych państwo uruchomi specjalny program, dzięki któremu do 2020 roku w inwestycje infrastrukturalne będzie można włożyć w sumie ponad 400 mld zł. Tyle mniej więcej potrzeba, by zachować obecne tempo wzrostu PKB. A wiadomo, że w ostatnich latach w znacznym stopniu nakręcał je napływ funduszy z Brukseli. Z analiz Ministerstwa Rozwoju Regionalnego wynika, że dzięki środkom z Unii, polski wzrost gospodarczy był w 2011 r. wyższy o około 0,6–0,8 proc. Przyszły rok może się zaś okazać pod tym względem kiepski. Z jednej strony wyczerpaniu ulegną bowiem pieniądze, jakie Polska ma jeszcze do dyspozycji w ramach obecnie obowiązującego unijnego budżetu, a z drugiej – trudno będzie uruchomić fundusze, jakie otrzyma z Brukseli do wydania na kolejne siedem lat. Bo nawet jeśli założyć, że wszystkie procedury związane z przyjęciem tzw. wieloletnich ram finansowych na lata 2014–2020 uda się zakończyć na czas, to przygotowanie programów, które pozwolą je zacząć wydawać, musi potrwać co najmniej kilka miesięcy. W efekcie rok 2014 może się więc okazać inwestycyjną dziurą, której państwo w żaden sposób nie będzie w stanie wypełnić.

Wehikuł w organizacji

Stąd pomysł na stworzenie wehikułu finansowego, który choć odrobinę pozwoli wypełnić tę lukę. Rada Gospodarcza przy Premierze i wynajęci przez nią eksperci pracowali nad tym, jak to zrobić od połowy 2011 roku. I tak właśnie zrodził się pomysł programu Inwestycje Polskie.

W najogólniejszym skrócie ma on działać tak: państwo ma w swoich rękach pewne aktywa, takie jak na przykład akcje spółek Skarbu Państwa, które odpowiednio użyte, mogą posłużyć do zdobycia kapitału potrzebnego na inwestycje. Czy to w formie gwarancji, czy to w formie pożyczek dla prywatnych inwestorów, którzy będą zainteresowani realizacją takiego programu.

Gdy tylko premier zapowiedział w październiku realizację programu, w resorcie skarbu zaczął pracować specjalny zespół złożony ze specjalistów ministerstwa oraz przedstawicieli Banku Gospodarstwa Krajowego, który również ma być zaangażowany w przedsięwzięcie.

– Chodziło o to, by jak najszybciej opracować wszystkie szczegóły – wyjaśnia „Rz" urzędnik Ministerstwa Skarbu.

Przyjęty pierwotnie harmonogram przewidywał, że jeszcze w 2012 roku nastąpi zawiązanie specjalnej spółki celowej, która nazwano Polskie Inwestycje Rozwojowe. To ona, wraz z BGK, ma realizować cały program. Na początek tego roku zaplanowano dokapitalizowanie PIR funduszami Skarbu Państwa, a mniej więcej w połowie roku rozpoczęcie przez nią pierwszych inwestycji.

Równolegle rozpoczęto też poszukiwanie konkretnych projektów inwestycyjnych, które mogłyby być realizowane w ramach programu. Ustalono, że w ramach infrastruktury energetycznej ma to być dystrybucja i wytwarzanie energii gazowej – inwestycje w sieci przesyłowe, wydobycie oraz magazyny. Jeśli chodzi o infrastrukturę samorządową, powinny to być przede wszystkim projekty związane z utylizacją odpadów oraz infrastrukturą komunikacyjną. Osobny rozdział będą zaś stanowić projekty związane z infrastrukturą morską, kolejową oraz drogową, a także nakierowane na wydobycie gazu łupkowego.

– Dla poprzedniego ministra program „Inwestycje Polskie" był oczkiem w głowie. Nie sadzę, by po zmianie szefa resortu skarbu to się jakoś zmieniło – mówi Tadeusz Aziewicz. Zastrzega jednak, że Włodzimierz Karpiński musi mieć kilka tygodni, by się dokładnie zaznajomić z projektem. To samo mówią zresztą urzędnicy resortu. – Pewne decyzje nie mogą zapadać bez jego wiedzy i zgody – zastrzegają.

Końcowa faza

Być może dlatego właśnie do sądu jak dotąd nie trafił wniosek o rejestrację PIR. Co tak naprawdę oznacza, że spółka, która ma realizować kluczowy dla polskiej gospodarki program, formalnie jeszcze nie istnieje.

–  Czekamy na wybór drugiego członka zarządu, co nastąpi lada dzień – jeden z urzędników Ministerstwa Skarbu wyjaśnia, że tak naprawdę chodzi o przyspieszenie procedur. – Z tego samego względu zdecydowano, że będzie nim któryś z menedżerów wyselekcjonowanych już przy konkursie na prezesa. – Naprawdę robimy wszystko, by ten projekt jak najszybciej uruchomić. Ale tego nie da się zrobić w kilka tygodni – mówi urzędnik. Wyjaśnia, że fundusze inwestycyjne, na których wzorowany jest program Inwestycje Polskie, potrzebują czasem kilku lat, by uruchomić pierwsze projekty. – W naszym przypadku na pewno zajmie to mniej czasu – dodaje.

O program spokojny jest również wiceminister skarbu Paweł Tamborski. – Im częściej spotykamy się z inwestorami, tym bardziej upewniamy się, że Inwestycje Polskie są narzędziem, którego potrzebowali. Teraz wiele zależy od projektów, z którymi do nas przyjdą. My będziemy do dyspozycji już w drugim kwartale tego roku – mówił pod koniec lutego.

Równocześnie urzędnicy Ministerstwa Skarbu studzą jednak emocje, jakie budzą Inwestycje Polskie. Zastrzegają, że na pewno nie będą one odpowiedzią na wszystkie problemy związane z budową infrastruktury, a jedynie jednym z narzędzi, które otrzymają inwestorzy.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora k.manys@rp.pl

Małe biuro w budynku dawnego Komitetu Centralnego PZPR w centrum Warszawy. To tu rodzi się teraz program, który ma się stać kołem zamachowym polskiej gospodarki. Chodzi o zapowiedziany w tzw. drugim expose premiera Donalda Tuska program „Inwestycje Polskie". Pierwotne plany przewidywały, że pierwsze projekty pojawią się już w połowie roku. Ale coraz więcej osób uważa, że jest to coraz mniej prawdopodobne.

Projekt bez zagrożeń

Pozostało 95% artykułu
Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli