Małe biuro w budynku dawnego Komitetu Centralnego PZPR w centrum Warszawy. To tu rodzi się teraz program, który ma się stać kołem zamachowym polskiej gospodarki. Chodzi o zapowiedziany w tzw. drugim expose premiera Donalda Tuska program „Inwestycje Polskie". Pierwotne plany przewidywały, że pierwsze projekty pojawią się już w połowie roku. Ale coraz więcej osób uważa, że jest to coraz mniej prawdopodobne.
Projekt bez zagrożeń
– Robimy wszystko, by w tym roku uruchomić pierwsze projekty. Ale chodzi o zbyt poważne sprawy i tak duże pieniądze, że nie można sobie pozwolić na prowizorkę. Tym bardziej że rozmawiamy o pieniądzach publicznych, które wymagają nadzwyczajnej staranności. Dlatego trzeba się raczej nastawić, że widoczne efekty pojawią się w końcówce roku – przyznaje w rozmowie z „Rz" jeden z urzędników Ministerstwa Skarbu.
– Projekt jest w toku i nie widzę powodów, by się o niego obawiać. Nie widzę zagrożeń – zastrzega w rozmowie z „Rz" Tadeusz Aziewicz (PO), szef sejmowej Komisji Skarbu Państwa. Maks Kraczkowski (PiS), wiceprzewodniczący Komisji Gospodarki, ma jednak obawy. Jego zdaniem program się zaczyna rozmywać, a na pewno ślimaczyć. – A szkoda, bo gospodarce jest bardzo potrzebny – zauważa.
Podobnego zdania są zresztą nie tylko politycy, ale również przedstawiciele branż szczególnie zainteresowanych Inwestycjami Polskimi. Dla wielu przedsiębiorstw zajmujących się na przykład budownictwem ich uruchomienie to bowiem być albo nie być. – Wszystko idzie o wiele wolniej, niż się spodziewaliśmy. Aktualna sytuacja gospodarcza wymaga zaś, by ten program uruchomić tak szybko, jak to tylko możliwe – mówi Dawid Piekarz z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Ministerstwo Skarbu uspokaja. – Wszystko przebiega zgodnie z planem – zapewnia Katarzyna Kozłowska, rzeczniczka resortu.