- O 75 proc. mówiono bardzo nieoficjalnie podczas lunchu - przyznał Bjarni Benediktsson, minister finansów. Ostateczna skala redukcji roszczeń, jego zdaniem, będzie wyższa lub niższa.
Kredytodawcy islandzkich banków, które zbankrutowały, próbują osiągnąć z rządem porozumienie co do tego, jak traktować roszczenia w wysokości 3,8 miliarda dolarów denominowane w islandzkich koronach bez wywołania spadku kursu tamtejszej waluty. Rząd Islandii, który chce zapobiec załamaniu bilansu płatniczego, zapowiedział, że nie zniesie kontroli przepływu kapitału jeśli kredytodawcy nie zgodzą się na zmniejszenie swoich wierzytelności.
- Chcemy wypracować profesjonalne rozwiązanie - deklaruje Benediktsson, a jego zdaniem może to potrwać tygodnie bądź miesiące. Rząd wyłoniony w wyniku kwietniowych wyborów parlamentarnych dzięki obietnicy udzielenia pomocy gospodarstwom domowym w spłacie zobowiązań, przewiduje, że będzie mógł znieść kontrolę przypływu kapitału w ciągu sześciu miesięcy od momentu osiągnięcia porozumienia z kredytodawcami.
Roszczenia kredytodawców mają historię pięcioletnią. Są rezultatem bankructwa takich islandzkich banków jak Kaupthing Bank, Glitnir Bank i Landsbanki Islands, których łączne zobowiązania wynosiły 85 miliardów dolarów. To wpędziło kraj w najgłębszą recesję od sześć dekad, a bezrobocie zwiększyło dziewięciokrotnie. Rząd musiał skorzystać z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Wśród kredytodawców czekających na zwrot pieniędzy są też fundusze hedgingowe, które obstawiały szybszą reorganizację islandzkich banków.