Kiedy rząd Afganistanu zaczął używać płatności mobilnych przez telefony komórkowe, aby przesyłać wynagrodzenie niektórym funkcjonariuszom policji, część z nich była przekonana, że dostała 30-procentową podwyżkę. Prawda była taka, że dostali oni po prostu całą swoją pensję, ponieważ pierwszy raz części ich wynagrodzenia nie zabrali pośrednicy finansowi.
Ta przytaczana przez agencję Reutera anegdota amerykańskiej agencji ds. międzynarodowego rozwoju pokazuje, jak innowacje technologiczne takie jak bankowość mobilna pomogły przyciągnąć ludzi w krajach wschodzących do formalnego systemu finansowego. To z kolei otworzyło nowe możliwości bankom, które szukają nowych rynków.
Dla bankierów kraje rozwinięte stają się coraz mniej atrakcyjne. Praktycznie każdy, kto tylko może, ma konto, a namówienie klienta na kolejną kartę kredytową jest coraz trudniejsze i co za tym idzie - coraz droższe. W takich warunkach zapewnienie najbiedniejszym dostępu do produktów finansowych stało się atrakcyjną możliwością rozwoju, zwłaszcza biorąc pod uwagę wielkość potencjalnego rynku.
Zgodnie z danymi Banku Światowego połowa dorosłej populacji świata - ponad 2,5 mld ludzi - nie ma konta w banku. Według organizacji na rzecz włączenia finansowego (Center for Financial Inclusion) tylko 11 proc. ludności z najbiedniejszych krajów świata oszczędza w jakiejkolwiek instytucji finansowej, a rachunek ma tylko co czwarty. Dla porównania w krajach rozwiniętych z konta osobistego korzysta 89 proc. ludzi.
Podobnie jak w przypadku rozwoju telekomunikacji, gdzie zapóźnienie biednych krajów pozwoliło im "przeskoczyć" pewne etapy rozwoju, np. telefonię stacjonarną, również w odniesieniu do bankowości zacofanie może okazać się szansą.