Część osób – wskazując argumenty przeciwko PPK – mówi, że czas wysokiej inflacji, drożyzny, to nie jest moment sprzyjający oszczędzaniu na przyszłość. Dla wielu ważna jest każda złotówka. Tymczasem, żeby oszczędzać, trzeba zrezygnować z części swoich bieżących dochodów, uszczuplić je o minimum 2 proc.
Nigdy oszczędzanie nie jest proste. Odkładamy część pieniędzy, które moglibyśmy w danym momencie konsumować. Biorąc jednak pod wspomniane argumenty za PPK, atrakcyjność tego rozwiązania, warto to teraz robić. Tym bardziej, że w programie tym jest specjalne rozwiązanie dla najmniej zarabiających. To oni są najbardziej narażeni na negatywne skutki inflacji i wzrost cen, bo w ich koszyku zakupowym, proporcjonalnie najwięcej stanowią wydatki na artykuły pierwszej potrzeby. I dlatego w ustawie o PPK jest zapis, który sprawia, że osoby z dochodami do 120 proc. płacy minimalnej, czyli dzisiaj to prawie 4200 zł brutto miesięcznie, nie muszą wpłacać do tego systemu 2 proc. swojej miesięcznej pensji, lecz 0,5 proc. Co więcej ich pracodawca dopłaci im standardowe co najmniej 1,5 proc. pensji. Jeśli więc ktoś zarabia 4000 zł, może wpłacić do PPK 20 zł, pracodawca dopłaci mu 60 zł, a kolejne 20 dołoży państwo. W efekcie zyskuje 400 proc. tego co wpłacił. Takie osoby wychodząc z PPK robią więc sobie dużą finansową krzywdę. Pamiętajmy też o tym, że zawirowania na rynkach finansowych, wysoka inflacja, to zaledwie epizody w perspektywie oszczędzania przez 30-40 lat. A wpłaty do PPK i związane z nimi uszczuplenie dochodów bolą tylko przez pierwsze 2-3 miesiące wpłat. Potem się o nich zapomina. Za to, gdy za pewien czas spojrzymy na rachunek w PPK, na którym odłożyliśmy 1000 zł, a mamy 2000 zł, albo odłożyliśmy 2000 zł, a mamy 4000 zł, to już nie jest pomijalne i przekonuje uczestników tego programu do tego, że ta forma oszczędzania jest bardzo atrakcyjna.
Ile pieniędzy jest teraz w PPK?
Aktywa o wartości przeszło 13 mld zł. Ale zaledwie 52 proc. tych pieniędzy pochodzi z kieszeni pracowników. Pozostałe 48 proc. to dopłaty od ich pracodawców i państwa. To odzwierciedla najlepiej ten mechanizm odkładania, o którym mówiłem: do każdych 100 zł odłożonych przez nas – drugie 100 zł otrzymujemy ekstra.
Argumentem podnoszonym przez przeciwników PPK jest brak zaufania do programów długoterminowego oszczędzania organizowanych przez państwo. Mówią: „i tak nam zabiorą te pieniądze”. Jak uspokoić te lęki?
Szanuję i rozumiem te obawy. W przypadku OFE też im mówiono, że to ich prywatne pieniądze, tymczasem okazało się, że państwo może jednak nimi dysponować. PPK to jednak kompletnie inne rozwiązanie. Tam mieliśmy pieniądze, które pochodziły ze składki emerytalnej. Tu mamy pieniądze, które pochodzą bezpośrednio z naszych pensji i od naszych pracodawców. Tam mieliśmy od początku wątpliwość, czy to publiczne, czy prywatne pieniądze. Tu mamy od początku twardy zapis w ustawie o prywatności oszczędności gromadzonych w PPK. Tam pieniądze były przeznaczone na wypłatę w momencie przejścia na emeryturę. Tu mamy pieniądze, które w każdym momencie możemy wypłacić, co zresztą zrobiło blisko 250 tys. osób. Gdyby komuś przyszło kiedyś do głowy, żeby te pieniądze przejąć, znacjonalizować, to równie dobrze mógłby zabrać ludziom mieszkania i samochody, czyli naszą czystą własność. Trudno sobie wyobrazić rząd, który to zrobi.