Po kilkudniowej euforii związanej z pomysłem powołania Europejskiego Funduszu Walutowego, na wypadek ratowania członków strefy euro stojących przed problemami płatniczymi, politycy studzą emocje. – To wymagałoby zmiany traktatu. A po wysiłkach związanych z ratyfikowaniem traktatu lizbońskiego nikt nie ma ochoty na kolejne zmiany – mówił wczoraj Jacek Rostowski, który brał udział w Brukseli w spotkaniu unijnych ministrów finansów.
Polski rząd ma do pomysłu tworzenia instytucji konkurencyjnej wobec MFW chłodny stosunek. – Nie będziemy się sprzeciwiać, jeśli w zasadniczy sposób nie naruszy to struktury strefy euro – zastrzegł Rostowski. Ale zaraz wyraził wątpliwość odnośnie tworzenia EFW zamiast skorzystania z pomocy MFW, gdyby zaszła taka potrzeba. Przypomniał, że UE ma udział w kapitałach MFW wynoszący aż 32 proc. Jeśli nie chce z nich korzystać w razie kryzysu, a w zamian powoływać konkurencyjną instytucję, to mogą podnieść się argumenty, by zmniejszyła swoje zaangażowanie w Funduszu. Na rzecz np. Chin, które bardzo chciałyby mieć w MFW władzę większą niż obecna, odpowiadająca niespełna 4-proc. udziałowi w kapitałach. – Może powstać takie wrażenie, że Unia nie chce korzystać z pomocy MFW, a utrzymuje tam swoją kwotę, żeby mieć wpływ na inne kraje. To by zostało bardzo źle przyjęte na świecie – uważa Rostowski.
Ministrowie finansów, a szczególnie 16 pochodzących z krajów mających euro, zajęli się znów sytuacją w Grecji. Jeszcze raz zapewnili rynki finansowe, że gotowi są pomóc w razie potrzeby, ale nie przedstawili kwot. Wiadomo jednak, że gdyby Ateny spotkał problem braku możliwości znalezienia na rynku pieniędzy na obsługę zadłużenia, to dostaną pożyczki od państw strefy euro. – Będzie to pomoc bilateralna, ale skoordynowana – wyjaśnił Rostowski. Więcej szczegółów będzie przedstawionych na szczycie przywódców UE 25 i 26 marca.
[i]Anna Słojewska z Brukseli[/i]