- Japonia osłabia jena, a inne kraje mogą pójść w jej ślady – powiedział Uliukajew na konferencji w Moskwie. Ale według Chrisa Turnera, głównego stratega walutowego banku ING, już poszły. - Wtorek może uchodzić za pierwszy dzień, w którym europejscy decydenci oddali strzał w wojnie walutowej – ocenił.
Turner nawiązał do wtorkowej wypowiedzi premiera Luksemburga i szefa eurogrupy (zgromadzenia ministrów finansów państw strefy euro) Jean-Claude'a Junckera, który żalił się, że euro jest niebezpiecznie mocne. Kurs tej waluty wobec koszyka walut partnerów handlowych eurolandu skoczył od końca lipca o ponad 9 proc. i w ostatnich dniach znalazł się na poziomie najwyższym od grudnia 2011 r.
Tymczasem jen od końca lipca osłabił się wobec koszyka walut partnerów handlowych Japonii o niemal 15 proc. W ostatnich dniach był najsłabszy od połowy 2010 r. Deprecjacja japońskiej waluty przyspieszyła w listopadzie, gdy w Kraju Kwitnącej Wiśni zapowiedziano przedterminowe wybory parlamentarne, których faworytem była Partia Liberalno Demokratyczna Shinzo Abego, dziś premiera. Abe już wcześniej dał się poznać jako zwolennik ekspansywnej polityki fiskalnej i pieniężnej oraz deklarował, że nie pozwoli, aby silny jen uderzał w konkurencyjność japońskich eksporterów.
Deprecjacja jena najbardziej niepokoi Koreę Południową. Tamtejszy wiceminister finansów Shin Ye Joon w środę powiedział, że luźna polityka pieniężna państw Zachodu, prowadząca do osłabienia ich walut, będzie głównym tematem rozmów na lutowym szczycie G20 w Rosji.
W listopadzie ub.r. kraje G20 – klubu największych gospodarek rozwiniętych i rozwijających się – powtórzyli swoje zobowiązanie z 2009 r., że nie będą dewaluowały swoich walut w celu poprawy konkurencyjności.