– Istnieje duże ryzyko, że giełdowi inwestorzy oraz klienci funduszy inwestycyjnych nie wyjdą w tym roku na plus – prognozuje Jacek Tyszko z Domu Maklerskiego BOŚ. Warszawska giełda jest bardzo silnie skorelowana z tym, co się dzieje za oceanem. Dlatego rozwój sytuacji na krajowym rynku w dużej mierze zależy od koniunktury gospodarczej w Stanach Zjednoczonych.
Nie ma jednak pewności, co stanie się z amerykańską gospodarką. – Realny jest scenariusz spowolnienia wzrostu i wysokiej inflacji, co zwiąże ręce bankom i doprowadzi do silnej przeceny na giełdach – uważa Marek Rogalski z First International Traders Domu Maklerskiego.
Drugim scenariuszem jest utrzymywanie się inflacji na stabilnym poziomie i cięcie stóp procentowych przez Fed. – Jednak indeksy i tak będą raczej spadać, bo największa gospodarka świata nie rozwija się już tak szybko, a efekty cięcia kosztu pieniądza będą widoczne najwcześniej po upływie pół roku – dodaje Rogalski.
Widoczne dziś spowolnienie gospodarcze w USA z pewnością odbije się na reszcie świata – uważają analitycy. A na słabości amerykańskiego rynku najwięcej tracą rynki wschodzące, które uznawane są za bardziej ryzykowne. Rośnie bowiem awersja do ryzyka i globalni inwestorzy w pierwszej kolejności wycofują kapitał z tych właśnie rynków. – Dlatego uważam, że bilans dla rynku akcji będzie na koniec przyszłego roku neutralny albo nawet ujemny – mówi Rogalski. Kluczowe będzie także zachowanie się europejskiej gospodarki, z którą jesteśmy związani wymianą handlową.
Zdaniem Jacka Tyszki w 2008 r. rynek będzie bardzo trudny dla największych podmiotów, ponieważ nie mogą one bardzo często przebudowywać swoich portfeli ze względu na ograniczoną płynność. – Płynność w stosunku do aktywów jest dziś na całym świecie za mała. W drugiej połowie roku zmienił się sentyment na rynku. Nie dominują już dobre nastroje, więc brakuje popytu – uważa analityk DM BOŚ.