Chińczycy potrzebują dziś wszystkiego. Samochodów, maszyn budowlanych, rozwiniętych technologii, samolotów, kosmetyków, odzieży. Nie są w stanie, a nawet nie chcą wszystkiego produkować sami.
Jeszcze do niedawna na świecie były dwa ośrodki wzrostu – Stany Zjednoczone i Unia Europejska. I kiedy jeden z tych bloków gospodarczych miał kłopoty, rolę lokomotywy światowej gospodarki przejmował drugi. W tej chwili nie ma już wątpliwości: Chiny wyrosły na trzecie centrum, a z czasem zmienią się w najważniejszą siłę. Tyle że na razie przeżywają „bóle wzrostowe”.
Tegoroczne zamiecie śnieżne, które spowodowały kłopoty transportowe, a tym samym zmniejszyły eksport, przyczyniły się do spowolnienia rozwoju chińskiej gospodarki. Ale nawet niewielkie zmniejszenie tempa rozwoju nie zagrozi gospodarce Państwa Środka.
Chodzi jednak tylko o wyhamowanie wzrostu PKB z 11,2 proc. w pierwszym kwartale 2007 roku do 10,6 proc. w pierwszym kwartale tego roku. Produkcja przemysłowa wzrosła zaś nie o 17,5 proc., jak odnotowano w grudniu 2007 r., ale o 16,4 proc. (rok do roku). Jednak po lutowych kłopotach wzrost produkcji przemysłowej w marcu powrócił do ponad 17 proc.
To oznacza, że kolejne próby chłodzenia „chińskiego smoka” nie powiodły się, mimo że znacznie zaostrzono politykę kredytową, a popyt zagraniczny powoli spada, tyle że znów najczęściej nie na chińskie (tanie) produkty. A na dodatek odbudowa terenów nawiedzonych tragicznym trzęsieniem ziemi da kolejny impuls rozwojowy sektorowi budowlanemu.