- Ubiegłoroczny deficyt finansów publicznych na poziomie 3,9 proc. PKB, czyli sięgający 50 mld zł, to rezultat obniżenia dochodów z racji niższej składki rentowej, obniżenia dochodów z racji ulgi prorodzinnej oraz podwyższenia wydatków z racji ponownie corocznej waloryzacji rent i emerytur – mówi Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. Wpływ tych trzech czynników Gomułka szacuje na 2 proc. PKB. Wyliczenia prof. Gomułki otrzymał rząd, NBP i RPP.
Do tego dołożyły się nierealistycznie wysokie wpływy z podatków pośrednich. Jak się okazało, wyliczenia zawyżono o blisko 1 proc. PKB. Dodatkowo sytuację skomplikował fakt, że samorządy nie osiągnęły takich dochodów, jak oczekiwano. To samo dotyczyło wpływów do FUS. – To efekt spowolnienia wzrostu gospodarczego – zaznacza ekonomista. – Te dwa czynniki w sumie pozbawiły kasy państwa dochodów rzędu około 1,2 proc. PKB.
Według Komisji Europejskiej deficyt sektora finansów publicznych w tym roku wyniesie około 80 mld zł, co oznacza wzrost o 30 mld zł w stosunku do 2008 roku. W 2010 r. ma on już sięgnąć 95 mld zł. Jak wylicza ekonomista BCC, wynika to głównie z: obniżenia dochodów z racji zmian podatku PIT o około 8 mld zł; silnego spadku importu, obniżającego znacznie wpływy z podatku VAT; silnego spadku zysków oraz mniejszego niż założono wzrostu funduszu płac. Z tego ostatniego powodu spadły wpływy z CIT i PIT oraz przelewy do ZUS. Profesor podkreśla też, że dynamika publicznych nakładów inwestycyjnych jest znacznie wyższa niż wzrost nominalnego PKB.
- Ograniczenie deficytu sektora do np. 4,6 proc. PKB będzie trudne. Po pierwsze około trzech czwartych wydatków publicznych jest wynikiem obowiązujących ustaw. Po drugie około połowy pozostałych wydatków to wydatki inwestycyjne, których raczej nie należałoby zmniejszać – podkreśla Gomułka. Zdaniem byłego wiceministra finansów publicznych oszczędności można szukać jedynie w wydatkach stanowiących jedną ósmą wszystkich ponoszonych przez państwo. Są tam m.in. płace w sferze budżetowej.
Gomułka dodaje, że potrzebne byłyby zmiany ustawowe, co przy obecnym układzie politycznym byłoby trudne do przeforsowania.