Minione tygodnie dały nieco powodów do optymizmu inwestorom wyczekującym przynajmniej osiągnięcia dna recesji w największej gospodarce Europy. Wskaźnik nastrojów przedsiębiorców przygotowywany przez instytut Ifo rósł w kwietniu i maju. Podobnie polepszenie klimatu gospodarczego zwiastował wskaźnik ZEW. Jeszcze w poniedziałek dane o nowych zamówieniach w przemyśle pokazały, że po raz pierwszy od wielu kwartałów w ujęciu miesięcznym nie było spadku.
Tym bardziej wczorajsze dane o eksporcie zaskoczyły negatywnie. W ujęciu rocznym eksport spadł o 28,7 proc., do 63,8 mld euro. Zaskoczenie było tym większe, że miesiąc wcześniej, w marcu, eksport wzrósł w ujęciu miesięcznym po raz pierwszy od jesieni 2008 r. Kilka godzin później kolejne dane przypomniały o rzeczywistym stanie niemieckiej gospodarki. W kwietniu produkcja przemysłowa spadła o 21,6 proc. w ujęciu rocznym wobec 20-proc. spadku w marcu. Ale tamtejsze Ministerstwo Gospodarki uspokajało: są szanse, że gospodarka niemiecka osiąga dno spowolnienia.
– Środowe dane to ostrzeżenie przed nadmiernym optymizmem – ocenia Carsten Brzeski, ekonomista rynków rozwiniętych w ING Banku. – To nie koniec spadków, ale będą one traciły swą moc, na co wskazują wyprzedzające wskaźniki koniunktury – mówi z kolei Ralph Solveen, ekonomista Commerzbanku. Ekonomiści dostrzegają także negatywny wydźwięk wczorajszych danych dla gospodarek Europy Środkowej.
– Nie jest to dobra informacja dla polskiej gospodarki, ale i dla całego regionu, który z Niemcami ma bardzo silne powiązania handlowe. Najwyraźniej wiosenny optymizm związany z przewidywanym ożywieniem był przedwczesny – mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego. – Ożywienie w tej części Europy może się opóźnić – dodaje Stanislawa Pradowa z Danske Banku.
Fatalną koniunkturę w Niemczech potwierdzają też polscy eksporterzy. – W przypadku np. eksportu z należącej do nas spółki Śrubex mówimy o spadkach nie kilkunasto-, ale 30 – 40-proc. – mówi Radosław Koelner, prezes spółki Koelner.