W tym roku Polacy nie mają zbyt wielu możliwości przedłużenia weekendów. Ci, którzy wzięli w piątek wolne, mogą się cieszyć czterodniowym weekendem. Ale już w maju układ świąt był niekorzystny, podobnie będzie z 15 sierpnia, który wypada w sobotę. Z kolei jeden dzień Bożego Narodzenia wypada w sobotę, podczas gdy w 2008 r. oba przypadały w dni w innych okolicznościach powszednie.
– W tym roku kalendarz sprzyja gospodarce – mówi Łukasz Tarnawa, ekonomista PKO BP. Mniej dni wolnych oznacza bowiem wyższy produkt krajowy brutto, a w grę wchodzą niebagatelne kwoty.
– Statystycznie rzecz ujmując, jeden dzień wolny oznacza ubytek około 4 miliardów złotych z PKB. Ale to tylko suche wyliczenia, bo mimo wszystko aktywność gospodarcza nawet w tych dniach nie zamiera zupełnie – mówi Maja Goettig, główna ekonomistka BPH.
W czasie dni wolnych staje głównie przemysł, ale dochód narodowy może nadal rosnąć dzięki np. usługom turystycznym, oczywiście pod warunkiem, że korzystamy z nich w kraju. – Teoretycznie dni, które dla firm produkcyjnych są stratą, dla innych, np. dla sklepów i niektórych usług, oznaczają zyski. Pytanie brzmi, czy w kryzysie wobec pogarszającej się sytuacji na rynku pracy efekt wyższej konsumpcji wystąpi – ocenia Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.
Część specjalistów jest w tej kwestii optymistyczna. – Mamy kryzys, ale nie zmienia to faktu, że takie przerwy sprzyjają zrobieniu odłożonych zakupów, np. dóbr trwałych. Wydajemy i tak więcej, niż gdybyśmy byli w pracy – mówi Jakub Borowski, ekonomista Invest Banku.