Wczoraj w Waszyngtonie szef resortu Aleksander Grad przyznał, że Polska Grupa Energetyczna rozważa złożenie oferty w zaplanowanym na 2010 r. przetargu na akcje Energi. Nieoficjalne informacje, że ministerstwo, właściciel obu firm, rozważa ich połączenie, pojawiły się już kilka tygodni temu. – Jeśli prywatyzacja spółki odbędzie się – tak jak zakładamy – w trybie negocjacji z inwestorami, każdy, w tym i państwowy podmiot, może złożyć ofertę – mówił wówczas „Rz” wiceminister skarbu Adam Leszkiewicz.
Według ministra Grada PGE mogłaby wykorzystać majątek gdańskiej firmy do budowy pierwszej elektrowni atomowej. Tym bardziej że Żarnowiec – wymieniany jako potencjalne miejsce dla tej inwestycji – leży na terenie działania Energi.
Eksperci uważają jednak, że być może resort obawia się, iż nie otrzyma korzystnych ofert na Energę i tym sposobem zabezpiecza się przed porażką. – Nie można wykluczyć, że oferta złożona przez PGE będzie najatrakcyjniejsza – mówi „Rz” szef Energi Mirosław Bieliński. – Ale takiej pewności nie ma, biorąc pod uwagę zainteresowanie innych inwestorów.
Jeśli PGE wygra przetarg na Energę, powstanie podmiot o dominującej pozycji w polskiej energetyce. Tym bardziej że już teraz PGE uznawana jest za firmę ustalającą reguły gry na rynku hurtowym. Pomysł, by PGE była jeszcze większa niż obecnie, nie jest zresztą nowy. Taką koncepcję analizował już poprzedni szef MSP, gdy przygotowywano konsolidację w sektorze energetycznym. Wtedy jednak sprzeciwiał się temu szef Urzędu Regulacji Energetyki.
Po fuzji PGE mógłby stać się drugą po PKN Orlen firmą w kraju pod względem przychodów (dane za 2008 r.). Dla grupy, której przychody wynoszą ok. 19 mld zł, a zysk roczny – ok. 2,7 mld zł, wydatek 6 mld zł na przejęcie Energi nie będzie znaczący. Zwłaszcza że na debiucie giełdowym miesiąc temu PGE zarobiła porównywalną sumę.