Termin jest dość odległy, dopiero po letnich urlopach, więc istnieje jeszcze (nikła) szansa negocjowania z rządem. Związki rozmawiały z pracodawcami przez wiele miesięcy i nic z tego nie wyszło. Po fiasku tamtych rozmów rząd przystąpił do działania, jak zapowiadał. Jeśli jednak dojdzie do akcji protestacyjnej, będzie to pierwsza o takim zakresie podczas kadencji rządu socjalistów. Przez ostatnie sześć lat miał on dobre stosunki z organizacjami pracowniczymi. W końcu musiał jednak zmniejszyć korzyści socjalne, bo gospodarka Hiszpanii wpadła w recesję, a deficyt finansów publicznych zaczął rosnąć.
Rząd zatwierdził w środę uchwałę o reformie rynku pracy, aby można było ją przedstawić na czwartkowym szczycie Unii. Przedstawiciel centrali UGT Manuel Fernandez Lopez zarzucił premierowi atak na państwo opiekuńcze.
Rząd zamierza tymczasem wdrażać reformę, zanim dekret nabierze mocy ustawy. Do tego będzie potrzebna zgoda parlamentu, gdzie socjaliści są w mniejszości. Jeśli jednak uda im się zyskać dostateczne poparcie części opozycji, to reforma zostanie zatwierdzona do listopada.
Strajk może zwiększyć presję na premiera, by rozpisał przedterminowe wybory. Analitycy mają jednak wątpliwości co do siły przekonywania organizacji związkowych, bo niedawny strajk pracowników sektora publicznego spotkał się z małym odzewem.
Reforma ma zmniejszyć koszty zwalniania pracowników, ma sprzyjać zatrudnianiu ludzi na mniej płatne stanowiska, a zarazem utrudni pracodawcom przyjmowanie pracowników sezonowych.