Problem dotyczy zresztą także innych energochłonnych branż, np. przemysłu metalurgicznego, szklarskiego czy cementowego.
Chodzi o dyskutowaną właśnie w Parlamencie Europejskim nowelizację dyrektywy dotyczącej handlu prawami do emisji gazów cieplarnianych. – Wejście jej w życie w obecnym kształcie, który nie uwzględnia polskich postulatów, może być dla naszej chemii zabójcze – twierdzi Wojciech Lubiewa-Wieleżyński.
Projekt zakłada ustanowienie poziomów emisji C02, których przekroczenie będzie obligować firmy do zakupu certyfikatów. Dla każdej z 13 wytypowanych technologii produkcyjnych (których stosowanie odpowiada za 80 proc. emisji) ustalono benchmarki. Za prawa do emisji płacić nie będzie musiało tylko 10 proc. najlepszych firm.
Zastrzeżenia wobec projektu złożyło tylko sześciu na 736 europosłów (w tym troje polskich parlamentarzystów). Efekt głosowania w izbie wydaje się przesądzony, choć – zdaniem szefa izby – wprowadzenie przepisów w obecnym kształcie byłoby niezgodne z obowiązującą w UE zasadą proporcjonalności. Lubiewa-Wieleżyński jedyną nadzieję widzi w polskiej prezydencji (w drugim półroczu 2011 roku). Nasz rząd musiałby według niego wykazać, że dyrektywa narusza fundamentalne zasady Wspólnoty, a poza tym przedstawić analizę skutków. W skrajnym przypadku chodzić bowiem może o zamieszanie na rynku nawozów, a w efekcie nawet zagrożenie bezpieczeństwa dostaw żywności.