Komisja chce, aby wydatki w kolejnej perspektywie 2014 - 2020 wzrosły z 925 do 972,2 mld euro, czyli o 1 proc. PKB, co uwzględniając inflację daje realnie podobną sumę. Jest to zgodne z żądaniem pięciu największych płatników netto: Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Holandii i Finlandii. Domagali się oni zamrożenia wydatków UE na poziomie z 2013 roku. Nie oznacza to jednak, że budżet w takim kształcie przejdzie.
Janusz Lewandowski, unijny komisarz ds. budżetu wyjaśnił, że teraz zaczną się rozmowy o szczegółach. - Dla mnie liczy się jedno - potwierdzenie, że propozycja złożona przez Komisję Europejską w czerwcu jest punktem wyjścia w negocjacjach - powiedział "Rz". - Może ona być poprawiana, uzupełniona, ale nie przewrócona. Dysponujemy nieoficjalnym stanowiskiem stolic, na których nam bardzo zależało, czyli Berlina i Paryża, z którego wynika, że propozycja Komisji to solidna podstawa do dyskusji. Pochwaliła nas Finlandia, jak i Luksemburg. Jedyna głośna krytyka płynie z Londynu - dodał komisarz.
W sytuacji, gdy stanowisko KE wsparło ponad dwudziestu z 27 ministrów, burzy wokół projektu nie należy się już spodziewać.
Konrad Niklewicz, rzecznik polskiej prezydencji podkreślił, że sopockie spotkanie było pierwszym na którym przedstawiciele państw członkowskich UE, Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego mogły przedstawić swoje stanowiska.
- Dyskusja przyniosła trzy ważne wnioski - wyjaśnił Niklewicz. - Oprócz uznania zdecydowaną większością głosów, że propozycje Komisji są słuszne, wszystkie państwa zgodziły się, że nowa perspektywa finansowa powinna nawiązywać do strategii Europa 2020. Rzecznik dodał też, że podczas spotkania większość krajów poparła plan prac nad budżetem przedstawiony przez polską prezydencję.