Po okresie wspierania gospodarki z publicznych pieniędzy przyszedł czas na zaciskanie pasa. Stąd wiele rządów zamraża płace w sektorze publicznym, rent i emerytur, a podnosi stawki VAT i akcyzy oraz wprowadza np. dodatkowe opłaty za wizytę u lekarza.
– To jest jasne, że dla przeciętnego obywatela Unii Europejskiej nic dobrego z tego nie wyniknie – mówi Radosław Bodys, strateg UBS w Londynie.
Ekonomista wyjaśnia, że wyższe wydatki gospodarstw domowych związane z rosnącymi podatkami przy jednoczesnym zamrożeniu wynagrodzeń, np. w administracji, oznaczają mniej pieniędzy na konsumpcję. Może to przyczynić do osłabienia wzrostu gospodarczego. Jednak jak wskazują ekonomiści, to jedyne wyjście, aby uchronić się przed cięciem ratingów i jeszcze większą paniką inwestorów.
Urzędnicy pod nóż
Pomysły na oszczędności nie są oryginalne – praktycznie nie ma w Europie kraju, który by nie podnosił podatków. Najczęściej dotyczy to VAT i akcyzy. Najwyższe podwyżki dotykają Czechów, gdzie niższa stawka podatku od towarów i usług rośnie z 10 do 14 proc., i Brytyjczyków – wzrost z 17,5 proc. do 20 proc. Brytyjski budżet zyska dzięki temu 13 mld funtów.
Wszyscy też zamierzają oszczędzać na administracji – przegląd urzędniczych szeregów oznacza zwolnienia. W Słowenii np. zwolnienia dotknąć mają ok. 1 proc. pracowników, w Rumunii na siedmiu odchodzących urzędników można przyjąć tylko jednego nowego, a w Portugalii wyższa kadra urzędnicza zmniejszy się o 45 proc.