Grecja: nie czas na wybory

Jest porozumienie w sprawie powołania rządu koalicyjnego. Jeorjos Papandreu nie będzie stał na jego czele

Publikacja: 07.11.2011 02:30

Premier Jeorjos Papandreu, prezydent Karolos Papulias i lider opozycyjnej Nowej Demokracji Antonis S

Premier Jeorjos Papandreu, prezydent Karolos Papulias i lider opozycyjnej Nowej Demokracji Antonis Samaras, fot. Kostas Tsironis

Foto: AP

Nowy rząd ma być zaprzysiężony w ciągu tygodnia, a nazwisko premiera ma być znane już dzisiaj. To wstępne ustalenia, które wczoraj późnym wieczorem ogłoszono w Atenach. Szczegóły mają być jeszcze omawiane w ciągu najbliższych dni.

– To był historyczny dzień dla Grecji – powiedział jednak rzecznik rządu Ilias Mossialos.

Grecy obawiali się, że jeśli porozumienia nie będzie, czekają ich wybory. Według sondaży ponad połowa z nich wolała rząd koalicyjny. Tymczasem rozmowy w tej sprawie trwały całą niedzielę i wiele wskazywało na to, że zakończą się fiaskiem, gdyż Papandreu wzywał do utworzenia rządu, a konserwatyści woleli wybory. Lider opozycyjnej Nowej Demokracji Antonis Samaras co prawda zgadzał się na rozmowy, ale pod warunkiem, że Papandreu ustąpi ze stanowiska. Premier powtarzał zaś, że owszem, ustąpi, ale jak powstanie nowy rząd.

– Ta niepewność zabija Greków i musi się zakończyć – mówił prezydent Karolos Papulias, który próbował godzić skłócone partie. To on, na prośbę Papandreu, przyjął u siebie przywódców obu ugrupowań. Dopiero po tym spotkaniu ogłoszono zawarcie porozumienia.

Jak spekulowano w Grecji, nowym premierem może zostać Lukas Papademos, były wiceszef Europejskiego Banku Centralnego. Wybory mogą odbyć się w lutym.

Katastrofa dla kraju

– Moim zdaniem już dziś lepsze byłyby wybory. Grecy są tak wściekli na obecnych polityków, że z radością zobaczyliby w rządzie nowe twarze znanych i powszechnie szanowanych osób. Obecna elita nie jest w stanie wyciągnąć kraju z kryzysu. A nowa nowymi obietnicami mogłaby zmienić nastroje w społeczeństwie– mówi „Rz" prof. Dimitris Hatsinikolau z Uniwersytetu w Joaninie.

Wzywając do wcześniejszych wyborów, Samaras nazwał Papandreu człowiekiem niebezpiecznym dla Grecji. Premier uznał jednak, że wcześniejsze głosowanie byłoby katastrofą dla kraju. Podobnie uważają politycy UE. Komisarz ds. gospodarczych i walutowych Olli Rehn otwarcie stwierdził wczoraj, że tylko tworząc nowy rząd, Grecja może odzyskać zaufanie.

Ostatecznie Unia dała Grecji 24 godziny ma wyjaśnienie, jak utworzy tymczasowy rząd.

– Papandreu i Samaras nie mieli wyjścia. Gdyby wybory odbyły się dziś, nikt by na nich nie głosował – mówił Reutersowi prof. Elias Nikolakopulos z Uniwersytetu w Atenach.

Za miesiąc bankructwo

Według ekonomistów wybory oznaczałyby odłożenie kluczowych reform, od których była uzależniona nie tylko wypłata 8 mld euro z kolejnej transzy pakietu pomocowego, ale i udostępnienie kolejnego pakietu wartego 130 mld euro. Czyli łącznie pomocy o wartości 240 mld euro. To oznacza zaś, że Grecy za miesiąc mogą ogłosić bankructwo.

To z kolei pokazuje, że UE straciła dwa lata na nieskuteczne pomaganie Grecji.

Już w listopadzie 2009 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy alarmował o fatalnej sytuacji greckich finansów publicznych, ale wstępny raport MFW nigdy nie został upubliczniony. Uważano, że ujawnienie takich danych miałoby katastrofalne skutki dla gospodarki UE.

Kłopoty wyszły na jaw w grudniu 2009 r., po wyborach wygranych przez Papandreu. Gdy w maju 2010 r. plan ratunkowy dla Grecji był gotowy, wielu ekonomistów miało wobec niego wątpliwości, ale zostali uciszeni. Znów uznano, że mogą zaszkodzić Europie.

– Od początku nie wierzyłem, że Grekom można pomóc, po prostu dając im pieniądze. Ten kraj miał wprawdzie kłopoty z dostępem do gotówki, ale nie był to największy problem. Główny kłopot Grecji polegał na tym, że miała ona głęboki problem strukturalny, a jego naprawa musi zająć długie lata – mówi „Rz" główny ekonomista Deutsche Banku Thomas

Mayer, który wcześniej pracował w MFW. – Wtedy powiedziano mi, że powinienem być bardziej konstruktywny.

Teraz ekonomiści przyznają, że Grecji trzeba było już dawno pozwolić upaść. 110 mld euro, jakie przeznaczono na pomoc dla tego kraju, można było wykorzystać na dofinansowanie banków, które stracą na greckich obligacjach. Przeciwnikiem takiego rozwiązania, tak samo jak redukcji greckiego długu o 50 proc., był poprzedni prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet. Zamiast zredukowania długu zmuszono więc Greków do drastycznych cięć, choć wiadomo było, że bardzo trudno będzie je przeprowadzić.

– Nie ma żadnego wytłumaczenia na to, do czego doprowadził Europę Trichet. Teraz trzeba będzie obniżyć grecki dług o 85 procent – uważa Willem Buiter, główny ekonomista Citigroup. Podkreśla, że gdyby Grecji pozwolono upaść, łatwiej byłoby obronić takie kraje jak Włochy czy Hiszpania.

Teraz zaś wszystko wróciło do punktu wyjścia.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorek k.zuchowicz@rp.pl, d.walewska@rp.pl

Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli