Dziś ministrowie finansów UE będą dyskutowali nad propozycją Brukseli wprowadzenia podatku od transakcji finansowych. Ma on ukrócić najbardziej spekulacyjne transakcje i przynieść dodatkowe dochody budżetowe, tak potrzebne w czasach kryzysu.
Zdecydowanym przeciwnikiem takiego instrumentu jest Wielka Brytania. Wątpliwości wyraża tez stojąca w tym półroczu na czele UE Dania. Największym zwolennikiem jest Francja, która gotowa jest wprowadzić podatek na początek tylko u siebie, a potem – jeśli nie będzie jednomyślności w UE – w grupie chętnych krajów.
75 procent nawet taki spadek obrotów może wywołać nowy podatek
Podobny plan ogłosiła też wczoraj Belgia. Jednak Komisja Europejska nie zaleca takiej opcji. – Im mniejszy rynek, gdzie obowiązuje podatek, tym łatwiej będzie ominąć taki kraj. Dla skuteczności działania podatku od transakcji finansowych musi zostać osiągnięta masa krytyczna. Dlatego w naszej analizie zalecamy to rozwiązanie dla wszystkich 27 państw – mówi nieoficjalnie wysoki rangą urzędnik KE.
Propozycja KE przewiduje dwie stawki: 0,1 proc. dla akcji i obligacji, a 0,01 proc. dla instrumentów pochodnych. Miałby on obowiązywać od 1 stycznia 2014 roku i przynieść roczne dochody rzędu 57 mld euro. KE przyznaje, że podatek spowoduje znaczące zmniejszenie obrotów w niektórych segmentach rynku, nawet o 75 proc. Argumentuje jednak, że gospodarce to nie zaszkodzi, bo utracone obroty dotyczą przede wszystkim transakcji spekulacyjnych, o bardzo dużej częstotliwości.