Pracownicy fabryki Opla w Bochum dowiedzieli się w poniedziałek od prezesa firmy Karla-Friedricha Stracke, że ich miejsca pracy są bezpieczne tylko do roku 2014, czyli do czasu, gdy obowiązuje porozumienie zarządu ze związkami. Potem gwarancją bezpieczeństwa miała być produkcja najnowszego modelu Astry, ale już wiadomo, że nie będzie. Auto wyjedzie bowiem z brytyjskiego Ellesmere Port, gdzie pracownicy zgodzili się na zamrożenie zarobków i wydłużenie godzin pracy, oraz z Gliwic – gdzie załoga dawno nie widziała podwyżek płac.
Fabryka w Bochum jest najczęściej wymieniana jako zakład do zamknięcia. Jednak szef rady pracowników Opla Rainer Einenkel kategorycznie odrzucił wszelkie sugestie zarządu dotyczące zmiany organizacji pracy i oszczędności. Na razie załoga w Bochum pociesza się 4,3-proc. podwyżką zarobków, którą wywalczył niemiecki związek zawodowy IG Metall. To niemal dwukrotnie więcej niż inflacja w Niemczech.
W polskich firmach, nawet tam, gdzie związki zawodowe są najsilniejsze, tak duże podwyżki to rzadkość. Jak wynika z danych GUS, w 2011 r. przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wzrosło realnie o niespełna 1 proc.
Na ten rok NBP optymistycznie prognozuje 2,5 proc. realnego wzrostu płac, ale ekonomiści wątpią w taką skalę. I to nawet jeśli w kilku firmach zakładowe organizacje związkowe wynegocjowały sporo więcej. Rekordzistami są związki w górnictwie: w Kompanii Węglowej wywalczyły 7,2-proc. podwyżkę, w Bogdance zaś 5-proc. wzrost płac. Spór zbiorowy prowadzą związkowcy z Katowickiego Holdingu Węglowego, którzy domagają się 8 proc. podwyżki, i ich koledzy w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Ci walczą o 7-proc. wzrost wynagrodzeń. Obie firmy sięgnęły po wsparcie mediatorów z resortu pracy.
Monika Zakrzewska, ekspert PKPP Lewiatan, twierdzi, że mediatorzy to przyszłość kontaktów pracodawców ze związkami, a firmy coraz częściej będą tu sięgać po wsparcie niezależnych doradców, zanim dojdzie do sporu.