Liczenie inflacji to dosyć skomplikowany proces, w który zaangażowane są setki osób przetwarzających ponad 300 tysięcy danych.
Na koniec mamy jeden rozpalający emocje ekonomistów i często polityków wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych.
Ankieterzy ruszają do sklepów
Inflacja to wzrost ogólnego poziomu cen. Jednym z mierników inflacji jest wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych, tzw. Consumer Price Index (CPI). Metodologia jego obliczania oraz wyniki są przedmiotem szczególnej dbałości pracowników Głównego Urzędu Statystycznego, a stosowane rozwiązania metodologiczne ściśle dostosowane do standardów międzynarodowych.
Wszystko zaczyna się co miesiąc od zanotowania poziomów cen. – Nie ma takiej możliwości, by spisać ceny wszystkich produktów we wszystkich sklepach w całej Polsce – zastrzega Dorota Turek, zastępca dyrektora Departamentu Handlu i Usług w GUS. Notowania cen towarów i usług konsumpcyjnych prowadzone są w 209 rejonach wytypowanych do badania na obszarze całego kraju. Rejonem jest miasto lub część dużego miasta (np. gmina, dzielnica).
Zajmuje się tym ponad 200 ankieterów, pracowników urzędów statystycznych w każdym województwie. Odwiedzają oni wybrane punkty sprzedaży detalicznej – są to zarówno supermarkety, jak i sklepy osiedlowe, ale też stałe targowiska, apteki, stacje benzynowe, placówki gastronomiczne, zakłady fryzjerskie, salony operatorów telekomunikacyjnych itp. Takich punktów notowań w Polsce jest kilkadziesiąt tysięcy.