Taka tezę postawili ekonomiści po ogłoszeniu przez GUS styczniowego odczytu inflacji. Wyniosła ona 0,7 proc. w skali roku i 0,1 proc. w odniesieniu do grudnia.
– To potwierdza brak presji inflacyjnej i płacowej w polskiej gospodarce – komentuje Paweł Durjasz, ekonomista PZU. – GUS podał wprawdzie tylko niektóre informacje o strukturze wzrostu cen, ale można jednak stwierdzić, że gdyby nie typowy dla stycznia, wyraźny wzrost cen żywności (1,4 proc. m./m.) oraz wzrost cen alkoholi i wyrobów tytoniowych (0,8 proc. m/m), spowodowany podwyższeniem akcyzy, inflacja w skali roku by się obniżyła.
Scenariusze co do inflacji w kolejnych miesiącach są różne. Rafał Benecki z ING jest zdania, że pomimo optymistycznych oczekiwań odnośnie do koniunktury ożywieniu nie będzie towarzyszyć wzrost inflacji. – Prognozujemy średnioroczny wzrost cen na poziomie 1,5 proc. – mówi ekonomista. Tłumaczy to faktem, że popyt krajowy wygrzebuje się z najdłuższego okresu spadków w ostatnim dwudziestoleciu. Diametralnie zmieniła się sytuacja na globalnych rynkach paliw i żywności. Rynki surowcowe wahają się w wieloletnich – nawet 30-letnich – cyklach i wiele wskazuje na to, że faza nieustających zwyżek cen z lat 2007–2013 dobiegła końca. – Fenomen gazu i ropy z łupków w USA oraz geopolityka dają możliwość spadków cen ropy w czasie przyspieszającego globalnego wzrostu – uważa Benecki. – Duże zasiewy u głównych światowych producentów sugerują niskie ceny zbóż. Dwa ważne zagrożenia to anomalie pogodowe i niestabilność na Bliskim Wschodzie.
Marcin Mrowiec z Pekao SA twierdzi, że dane za styczeń były pozytywnym zaskoczeniem, ale nadal najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada wzrost inflacji przez większą część roku.
– Pod koniec grudnia może ona już wynieść 2 proc. lub nieco więcej – mówi Mrowiec.