Niemiecki Instytut Bertelsmanna podsumował właśnie 20 lat funkcjonowania unijnego wspólnego rynku. Generalnie zyskali na nim wszyscy. Najbardziej Duńczycy i Niemcy. Jedynie Grecji na dobre wyszłoby, gdyby w Unii Europejskiej wspólny rynek nie powstał. PKB na każdego mieszkańca byłby w tym kraju wyższy o 1,3 proc., czyli o 190 euro.
Niemiecki motor
Na wyniku Grecji cieniem kładzie się jednak kryzys finansowy, jaki kraj ten sam sobie zafundował, pompując dane statystyczne, tak aby pozwoliły one na przyjęcie euro. Grecy latami żyli na tani kredyt, a kiedy przyszło go spłacać, okazało się, że nie mają z czego.
– Tak zły wynik Grecji to efekt kryzysu finansowego w latach 2008–2009, kiedy gospodarka zaczęła się tam kurczyć – tłumaczy w rozmowie z „Rz" Thierss Petersen, starszy analityk Instytutu Bertelsmanna, który przygotował raport o korzyściach ze wspólnego rynku. Grecy wielokrotnie podczas najtrudniejszych kryzysowych miesięcy rozważali porzucenie euro, na co jednak nie zgadzały się pozostałe kraje strefy.
Według skali od 1 do 100 grecka integracja z UE była oceniana na 33,9 pkt, po 20 latach zaś istnienia wspólnego rynku na 47,6 pkt, czyli rosła bardzo powoli. W dwóch krajach, które na tej integracji skorzystały najwięcej, Danii i Niemczech, stopień związania z gospodarką UE wynosił odpowiednio 45,6 pkt w roku 1992 i 68,7 w 2012 r. oraz 49 pkt w 1992 r. i 76,3 pkt w 2012 r.
– Od chwili, kiedy opublikowaliśmy ten raport, jestem zarzucany pytaniami o Danię. Jak to możliwie, żeby kraj słynny z eurosceptycyzmu aż tak skorzystał z integracji z UE, a jego obywatele nic o tym nie wiedzą, pytała mnie duńska dziennikarka, która nie mogła się nadziwić wysokiemu miejscu swojego kraju w naszym rankingu – mówi Petersen. – Rzeczywiście trudno to wytłumaczyć, ale po UE trzeba się umieć dobrze poruszać, a na integracji naprawdę można zarobić. Zwłaszcza kiedy firmy potrafią znaleźć sobie miejsce na rynku, dobrze kooperują z głównymi klientami. A tak właśnie jest w przypadku Danii.