- Rynek jest teraz stabilny. Dostatecznie dużo czasu upłynęło od wprowadzenia anty sankcji i na razie nie widzimy żadnych oznak, nawet lokalnych, że dzieje się coś złego na rynkach - stwierdził w rosyjskiej telewizji państwowej Rossija 1, Andriej Biełousow, pomocnik prezydenta Rosji. Mieszkańców obwodu kaliningradzkiego, ale i wielu innych regionów Rosji ta wypowiedź mogła wprawić w zdumienie, bo produkty żywnościowe podrożały tam od 8 sierpnia (embargo na żywność z Unii) o 30-50 proc.
- Ceny u nas rzeczywiście podrosły - przyznał urzędnik Kremla - ale nie ma to żadnego związku z naszymi sankcjami. Ceny rosły zanim je wprowadziliśmy, np. mleko, nabiał i mięso drobiowe podrożały w I połowie roku. Biełousow dodał, że rząd jest gotowy wesprzeć krajowych producentów, aby mogli zwiększyć dostawy na rynek. - Możemy np. zwiększyć produkcję wołowiny o 10-15 proc., dzięki otwarciu pod Briańskiem wielkich zakładów mięsnych, który rocznie ma produkować 100 tys. ton mięsa - tłumaczył, zapewniając, że są pomysły także na owoce i warzywa. Urzędnik wyliczył, że łącznie na rosyjskim embargo kraje Unii stracą 40 mld euro. Najwięcej według Biełorusowa stracić mają Niemcy, Holandia, Litwa, Polska i Estonia.
- Rosyjski biznes zareagował na nasze embargo spokojnie (...), za to zachodni przestraszył się na poważnie. Zaczęły napływać sygnały w rodzaju: my was rozumiemy, to gry polityczne, ale dajcie nam możliwość pozostać na rynku i tak dalej - szydził prezydencki doradca.