Skandal Duńczyk wywołał w Cannes w 2011 roku. Pokazał tu „Melancholię” - piękny film o końcu świata. Chory na depresję Munch namalował „Krzyk”. „Melancholia” była krzykiem von Triera. Napisał ten film własnym cierpieniem. To była spowiedź obolałego człowieka, który z trudem mierzy się z każdym dniem. Tylko wielkiego artystę stać na taką szczerość. Ale potem, w czasie konferencji prasowej, odpowiadając na pytanie dziennikarza o rodzinną tajemnicę (jako dojrzały człowiek Trier dowiedział się, że wychował go ojczym, a jego biologiczny ojciec był Niemcem), Duńczyk pogubił się i zaczął pleść bzdury.
— Kiedyś myślałem, że jestem Żydem i byłem z tego powodu szczęśliwy — mówił. — Przynajmniej dopóki nie spotkałem Susanne Bier. Ale potem dowiedziałem się, że naprawdę jestem nazistą. Moja rodzina pochodziła z Niemiec, nazywała się Hartman. I to też mi sprawiło przyjemność. Rozumiem Hitlera. Nie, nie popieram wszystkiego, co zrobił, II wojny światowej na przykład. Ale rozumiem co czuł, gdy siedział pod koniec życia w bunkrze.
Potem Trier wydał oświadczenie „Jeśli zraniłem kogoś, szczerze przepraszam. Nie jestem antysemitą ani nazistą” Ale dyrekcja festiwalu i tak ogłosiła, że duński reżyser jest w Cannes personą non grata.
Prezentując kilka lat później w Berlinie „Nimfomankę” Lars von Trier fotografował się w T-shircie z napisem „Persona non grata, Cannes” W tym roku zakaz wstępu na festiwal canneński został cofnięty i von Trier znów szokuje.
„The House that Jack Built” to ostra jazda. Historia seryjnego mordercy z lat 70. opowiadana z jego punktu widzenia. Z dokładnie pokazanymi kolejnymi scenami mordów, strzałami oddawanymi do dzieci, ofiarami ginącymi od uderzenia, uduszenia albo z wykrwawienia po chirurgicznym obcięciu obu piersi. Ale von Trier nie tworzy na ekranie podręcznika zabijania. Cofa się, próbuje zrozumieć, jak od dzieciństwa rodziła się chora osobowość człowieka, który zaczyna przyjemność i cel życia znajdować w unicestwianiu innych. Także jak wpływa na nią, jak ją kształtuje współczesny świat. I, w co trudno uwierzyć, Trier przesyca tę opowieść humorem. A na końcu wymierza swojemu bohaterowi karę pogrążając go w odmętach piekła.