„W imieniu narodu francuskiego pierwszy trybunał Wojskowego Dowództwa Paryża jednogłośnie uznał Alfreda Dreyfusa winnym zdrady stanu”. Na placu apelowym, na oczach żołnierzy francuskiej armii, Dreyfus zostaje pozbawiony stopnia oficerskiego, a jego szabla symbolicznie złamana. „Degradujecie niewinnego człowieka!” — krzyczy.
Tak zaczyna się „Oficer i szpieg”, thriller oparty na autentycznych wydarzeniach. W 1894 roku Alfred Dreyfus, francuski oficer żydowskiego pochodzenia, został oskarżony o zdradę na rzecz Niemiec. Skazany przez sąd na dożywocie, trafił do więzienia na Wyspie Diabelskiej w Gujanie Francuskiej. Tymczasem mianowany na szefa jednej z sekcji wywiadu podpułkownik Georges Picquart odkrył, że Dreyfus był niewinny. I o zmianę jego wyroku walczył ponad 10 lat.
W 1995 roku Yves Boisset zrobił film „Sprawa Dreyfusa” - rzetelną rekonstrukcję wydarzeń sprzed wieku, opartą na książce historyka Jeana-Denisa Bredina. Roman Polański myślał o tym temacie od dawna. Już w 2012 roku mówił: „Ta historia jest bardzo aktualna dzisiaj – w czasach polowania na czarownice obracających się przeciwko mniejszościom, paranoi na temat bezpieczeństwa, rozbuchanego wywiadu wymykającego się spod kontroli, kłamiących rządów i wściekłej, szukającej sensacji prasy”. Pracował nad scenariuszem z Richardem Harrisem, z którym spotkał się wcześniej przy „Autorze widmo”. Obaj uznali, że sam Dreyfus filmu nie utrzyma, zwłaszcza, że odbywając karę na Wyspie Diabelskiej był z dala od tego, co działo się wokół jego sprawy we Francji. Głównym bohaterem „Oficera i szpiega” uczynili Georges’a Picquarta. W 2014 roku ukazała się książka Harrisa, film miał powstać we współpracy z Polską. Ekipa przygotowywała się do zdjęć w Krakowie. Polański zrezygnował jednak, gdy po odmowie zgody na jego ekstradycję do Stanów wydaną przez sąd krakowski, Zbigniew Ziobro złożył wniosek o kasację do Sądu Najwyższego. W końcu nakręcił „Oficera i szpiega” we Francji.
Powstało dzieło solidne i ciekawe, zaczynające się już po skazaniu Dreyfusa przez sąd. Georges Picquart, który podczas tego procesu służył jako sprawozdawca, zostaje awansowany na szefa sekcji we francuskim wywiadzie wojskowym. I odkrywa, że poufne informacje nadal wyciekają do niemieckiej ambasady, a ich autorem jest zubożały arystokrata Charles Esterhazy. Trafia też na ewidentny dowód, że zarzuty wobec Dreyfusa zostały sfabrykowane. Od tej pory – sam narażając się na represje – walczy o rehabilitację i uwolnienie niewinnie skazanego człowieka.
Roman Polański zrobił film o kłamstwie wykorzystywanym przez władzę. O hipokryzji oficjalnych struktur, o prawdzie i fałszu w polityce. Najwyższe wojskowe dowództwo woli zniszczyć życie niewinnego człowieka niż przyznać się do błędu. Wszystko, co się dzieje wokół tej sprawy, jest jak papierek lakmusowy pomagający zdiagnozować kondycję francuskiego społeczeństwa przełomu wieku XIX i XX. Skazanie oficera żydowskiego pochodzenia wykorzystywały do celów propagandowych partie nacjonalistyczne, konserwatywna prawica, finansjera, kler. Polański opowiada o grze na nastrojach antysemickich, o wzbudzaniu nienawiści w stosunku do mniejszości, narastaniu nienawiści, która rozlewa się po ulicy, stając się coraz groźniejszą siłą. Czy to nie brzmi współcześnie? I czy nie brzmi współcześnie opowieść o „obcym”? O szukaniu celu do atakowania i do zjednoczenia w tym ataku społeczeństwa?