Kosmos jest więzieniem

Francuska reżyserka Claire Denis opowiada o filmie „High Life", który nie jest konwencjonalną opowieścią science fiction, i o dawnych związkach z Afryką.

Aktualizacja: 10.03.2019 19:05 Publikacja: 10.03.2019 18:00

Robert Pattison jako Monte w „High LIfe”. Od piątku w kinach, w obsadzie również m. in. Juliette Bin

Robert Pattison jako Monte w „High LIfe”. Od piątku w kinach, w obsadzie również m. in. Juliette Binoche, Agata Buzek i André 3000.

Foto: against gravity

Zawsze robiła pani skromne, realistyczne filmy o współczesnym świecie. Dlaczego tym razem postanowiła pani wybrać się w przestrzeń kosmiczną?

Geneza „High Life" też jest skromna i przyziemna. Natknęłam się w jakiejś gazecie na informację, że mieszkańcy Teksasu nie chcą utrzymywać więzień, zwłaszcza tych, w których karę odbywają osoby skazane na wieloletnie wyroki. Skarżą się, że władze stanowe wydają majątek na te cele. Stąd narodziła się myśl: co by było, gdyby więźniów wykorzystać do eksperymentów? Najlepiej wysłać na inną planetę, bez możliwości powrotu.

Przestrzeń z „High Life" rzeczywiście bardziej niż statek kosmiczny przypomina więzienie, z którego nie ma wyjścia.

Stworzyłam rządzący się własnymi prawami zamknięty świat, z którego wyrwanie się jest niemożliwe. Bohaterowie odbywają podróż do „czarnej dziury", a lekarka, też z niejasną historią, przeprowadza na nich badania dotyczące inseminacji i rozrodczości. Miałam szczęście, bo odbyłam tę drogę ze znakomitymi aktorami. Przed laty wymyśliłam sobie, że głównego bohatera zagra Philip Seymour Hoffman, ale kiedy projekt wreszcie mógł zacząć być realizowany, już go nie było na świecie. Zastąpił go Robert Pattinson, znacznie młodszy, ale też fantastyczny. Lekarkę miała grać Patricia Arquette. Gdy nie pozwoliły jej na to inne zobowiązania, zgłosiła się do mnie Juliette Binoche. Innych wykonawców wypatrzyłam w różnych filmach czy w teatrze. Polka Agata Buzek zachwyciła mnie w sztuce wyreżyserowanej przez Krzysztofa Warlikowskiego.

W pani filmie niemal fizycznie odczuwa się mordęgę i samotność bohaterów.

To są ludzie, których życie wyrzuciło na margines. Każdy nosi w sobie jakieś dawne zadry, namiętności i poczucie winy. Nie chciałam wnikać, co zrobili. Wiadomo, że mają na sumieniu ciężkie zbrodnie. Zgodzili się wziąć udział w eksperymencie, bo to była dla nich jedyna szansa, by nie wegetować w celi do końca swoich dni. Teoretycznie nie mają już szans na normalność, a jednak szukają czegoś lepszego. Nadziei. Lub śmierci. Jest wśród nich mężczyzna, który wskutek przeprowadzonego eksperymentu staje się ojcem. A przecież narodziny dziecka zmieniają wszystko.

Mówi pani o nadziei, dlaczego więc nie zostawia jej pani zbyt wiele?

Może odbił się na tym filmie mój osobisty dramat? W okresie zdjęć do „High Life" umarła moja matka. Ojca już wcześniej straciłam. Z matką łączyła mnie bardzo silna więź. Trzymałam ją w ramionach, gdy odchodziła. Zostawiła po sobie pustkę, poczułam się tak, jakbym straciła ostatnie ogniwo łączące mnie z dzieciństwem. A przecież dzieciństwo to przestrzeń, do której często wracamy.

Pani najwcześniejsze lata upłynęły w wiecznych podróżach z rodzicami, głównie do Afryki.

Miałam szczęście. Różne miejsca, ludzie, religie, zapachy, smaki. I młodzi rodzice z otwartymi głowami. Wracam do tego świata niemal codziennie, bo przypomina mi, kim byłam i kim jestem. Z pamięci wysupłuję drobne zdarzenia. Na przykład: kiedy miałam siedem lat, znalazłam na ulicy Dżibuti małego pieska. Przygarnęliśmy go. A gdy wracaliśmy do Francji, musiałam go zostawić. I tego ponownie osieroconego zwierzaka często wspominam.

A jak pani zapamiętała swoje dziecięce powroty do Francji?

Pierwszy raz byłam w Europie, gdy miałam dwa lata i oczywiście niczego nie pamiętam. Ale gdy przyjechaliśmy do Francji z Kamerunu, byłam już pięciolatką. Zapamiętałam z tamtego czasu rodzinę. Czekali na nas przyjazd dziadkowie, kuzyni. Dotąd miałam tylko rodziców i siostrę. A nagle znalazłam się w małym mieszkaniu pełnym ludzi. Ale też wszystko było bardziej szare niż w Afryce. Bałam się.

Jest pani obywatelką świata, ale w kinie pozostawała pani dotąd wierna ojczystemu językowi – francuskiemu. „High Life" to pierwszy pani film anglojęzyczny.

Tę wersję językową wymusił temat. W przestrzeni kosmicznej mówi się głównie po angielsku lub po rosyjsku. Może za jakiś czas dojdzie do tego chiński. Reżyseruje się podobnie w każdym języku. Zwłaszcza gdy z aktorami ma się taki kontakt jak mój z Pattinsonem.

Dużo się ostatnio mówiło o kobietach reżyserkach. Wielkie festiwale podpisują zobowiązania, że będą dążyć do zrównania ilości filmów zakwalifikowanych do konkursów, realizowanych przez kobiety i mężczyzn. Co pani o tym sądzi?

Moje filmy walczyły o Złote Palmy czy Złote Lwy, ale nie dlatego, że jestem kobietą. I wolę, by tak pozostało. Uważam, że komisje selekcyjne powinny wybierać po prostu produkcje najlepsze, nie kierując się tym, przez kogo i gdzie zostały zrealizowane.

Robiła pani filmy na francuskich przedmieściach, w Afryce, pośrodku pustyni, w przestrzeni kosmicznej. Gdzie teraz postawi pani swoją kamerę?

Myślę o projekcie, który zawiedzie mnie nad Morze Śródziemne. Tam jeszcze nie kręciłam. Ale chodzą mi też po głowie inne pomysły. Zobaczymy.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu