Europa nigdy nie wykształciła systemu gwiazd w hollywoodzkim stylu. Dlatego podczas gali wręczania Europejskich Nagród Filmowych na czerwonym dywanie w wielkiej hali Areny na Kreutzbergu nie prężą się młode, seksowne panienki w wydekoltowanych ekstrawagancko sukniach. Dla Amerykanów pewnie byłoby to bardzo nudne widowisko, ale twórcy europejscy takie gale kochają.
W czasie uroczystości w Berlinie, zapewne z powodu okrągłej rocznicy, bardzo ważne były wspominki. Zabawiała gości fińska grupa Leningrad Cowboys, która zaistniała w filmach Aki Kaurismakiego. A Wim Wenders w swoim zabawnym czarnym tużurku z białymi klapami i czerwonym krawatem, wywołał na scenę tych, którzy przed 20 laty zakładali Europejską Akademię Filmową. Był wśród nich także Krzysztof Zanussi. Ale oklaskami na stojąco uhonorowano Portugalczyka Manoela de Oliveirę. Starszy pan za kilka dni kończy 99 lat.— To najstarszy czynny reżyser w Europie, na świecie, a śmiem zaryzykować twierdzenie, że wręcz we wszechświecie — mówił Wim Wenders.— Pracujemy dużo, w końcu musimy świecić przykładem dla młodszych — żartował ten przyszłoroczny stulatek, który całkowicie zaprzecza prawom natury i obala teorie o starzeniu się i przemijaniu, co rok pokazując nowy film i objeżdżając z nim potem świat.
Jest już dziś jednym z ostatnich starych mistrzów europejskiego kina. W tym roku Akademia pożegnała największych: Michelangelo Antonioniego i Ingmara Bergmana, którzy odeszli latem, tego samego dnia. W Berlinie Liv Ullman, w czarnym, skromnym garniturze, przekazała zebranym pożegnanie od byłego męża.— Ingmar prosił, żebym przekazała od niego kolegom kamienie z plaży na wyspie Faro, którą tak bardzo kochał.
Ale oczywiście największymi bohaterami uroczystości byli zwycięzcy tegorocznych nagród. Twórca rewelacyjnych „4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni” Rumun Cristian Mungiu nie był już tak stremowany jak wówczas, gdy odbierał Złotą Palmę w Cannes. Szczęśliwy Fatih Akin, wyróżniony za najlepszy scenariusz „Na krańcu nieba”, skromnie wyznał dziennikarzom:— Właściwie to nie należy mi się ta nagroda. Film daleko odszedł od mojego tekstu. Poprawiali go dwaj pisarze, a potem ostateczny kształt nadał mu mój montażysta.
Najlepsza aktorka Helen Mirren nie przyjechała do Berlina, za to ogromnie wzruszony był laureat za rolę męską — Izraelczyk Sasson Gabai, który w „Wizycie orkiestry” zagrał... Egipcjanina.— To jest właśnie siła sztuki — mówił. — Kino może zbliżać narody.