Czerwony balonik leci nad ulicami Paryża. Właśnie zatrzymał się przy wejściu do metra. „Baloniku, idziesz czy nie?” – pyta go uroczy kilkulatek Simon (Simon Iteanu), jakby zwracał się do kogoś bliskiego.
W „Podróży czerwonego balonika” Hou Hsiao-hsien składa hołd krótkometrażówce Alberta Lamorisse’a z 1956 r., nagrodzonej Złotą Palmą w Cannes. Nakręcił swój film na prośbę dyrektora paryskiego Muzeum d’Orsay, by uświetnić 20-lecie tej szacownej instytucji. Dlatego obawiałem się, że jego obraz będzie jedynie ćwiczeniem – kinem w kinie.
Jednak Hsiao-hsien nie odtwarza oryginału. Nawiązanie traktuje jako inspirację i układa własną opowieść. Zachęca, by spojrzeć na rzeczywistość, jak robi to mały Simon. Wystarczy w drobnych zdarzeniach, gestach, niepozornych rzeczach dostrzec to, co niezwykłe. Tyle że Suzanne (rewelacyjna Juliette Binoche), matka Simona, nie umie tak żyć. Wiecznie gdzieś się spieszy. Opuszczona przez męża jest wyraźnie zagubiona.
Nie jesteśmy w stanie zwolnić, zatrzymać się – pokazuje Hsiao-hsien. Nie potrafimy uważnie przyjrzeć się sobie i temu, co nas otacza.
Jego film ma niespieszny rytm, rozgrywa się w długich ujęciach. Jest zaproszeniem do kontemplacji. Reżyser portretuje życie bohaterów z dystansu. Szuka takiego podejścia, które pozwoli widzowi złapać oddech, wyciszyć się.