Między melancholią a śmiechem

Pierwszy wybór filmów niezależnego reżysera z USA

Publikacja: 20.08.2008 00:12

Między melancholią a śmiechem

Foto: Rzeczpospolita

49-letni dziś Hartley, nazywany czasem Godardem z Long Island albo nowojorskim kronikarzem ludzkiej duszy, był z pewnością jedną z ciekawszych indywidualności amerykańskiego kina niezależnego. I jest nadal, choć przeniósł się do Berlina, gdzie – jak mówi – taniej się żyje i taniej kręci filmy.

Wbrew pozorom argument ten w przypadku Hartleya nie jest mało ważny. Twórca obrazu „Henry Fool” nigdy bowiem nie obrósł w piórka i nie opuścił niszy dla niezależnych filmowców. Artyści, z którymi kiedyś razem szedł pod prąd, tacy jak Spike Lee czy Jim Jarmusch, zwekslowali ku kinu błyszczącemu gwiazdami. On pozostał wierny obrazom skromnym, niepokojącym, balansującym między melancholią a śmiechem, dramatem a komedią.

W wydanym przez Romana Gutka zestawie „Hal Hartley” znalazły się cztery z 20 filmów Hartleya. „Dziewczyna z planety poniedziałek” jest rodzajem politycznego pamfletu i jedynym w jego dorobku obrazem science fiction. Korporacja Trzy M przejmuje władzę w Ameryce i wprowadza całkowitą kontrolę każdej sfery życia obywateli.

„Flirt” to trzy historie, które dzieją się pod różnymi szerokościami geograficznymi. Schemat jest zawsze podobny, choć zmieniają się postaci. W Nowym Jorku jesteśmy świadkami romansu męsko-damskiego, w Berlinie – gejowskiego, w Tokio śledzimy związek Japonki i Amerykanina. W dwóch nowelach padają nawet te same słowa, te same dialogi.

W obrazie „Henry Fool” Hart-ley proponuje przewrotną opowieść o introwertycznym, znajdującym się pod pantoflem matki śmieciarzu, który staje się sławnym pisarzem i zdobywa Nagrodę Nobla.

Bohaterka „Zaufania” – nastolatka z miasteczka sypialni na Long Island – w ciągu jednego dnia przechodzi tyle, ile innym wystarczyłoby na pół życia. Ale to, co najważniejsze, zaczyna się w chwili, gdy poznaje młodego speca od elektroniki. I nagle się okazuje, że zbuntowana dziewczyna w niechcianej ciąży jest dojrzalsza od całej plejady otaczających ją ludzi.

Zwyczajne miejsca, sytuacje, zwyczajni ludzie – i brak gwiazd w obsadzie. A przecież we wszystkim czuje się bardzo indywidualne spojrzenie twórcy.

Hartley pojął, że chce robić filmy, gdy pracował jako robotnik. Ale jednocześnie zrozumiał, że powinien się trzymać z dala od show-biznesu. Tej idei pozostał wierny. Do dzisiaj jest twórcą chadzającym własnymi drogami. Zwykle sam pisze scenariusze swoich filmów, reżyseruje je, a potem montuje. Tak samo zagubiony i pełen wątpliwości jak bohaterowie jego filmów.

49-letni dziś Hartley, nazywany czasem Godardem z Long Island albo nowojorskim kronikarzem ludzkiej duszy, był z pewnością jedną z ciekawszych indywidualności amerykańskiego kina niezależnego. I jest nadal, choć przeniósł się do Berlina, gdzie – jak mówi – taniej się żyje i taniej kręci filmy.

Wbrew pozorom argument ten w przypadku Hartleya nie jest mało ważny. Twórca obrazu „Henry Fool” nigdy bowiem nie obrósł w piórka i nie opuścił niszy dla niezależnych filmowców. Artyści, z którymi kiedyś razem szedł pod prąd, tacy jak Spike Lee czy Jim Jarmusch, zwekslowali ku kinu błyszczącemu gwiazdami. On pozostał wierny obrazom skromnym, niepokojącym, balansującym między melancholią a śmiechem, dramatem a komedią.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu