W 2002 roku Andrzej Saramonowicz napisał sztukę „Testosteron”, w której żartobliwie pokazał sytuację mężczyzny w sfeminizowanym świecie. Pomysł chwycił. „Testosteron” był z sukcesem wystawiany w teatrach w Warszawie i Krakowie, gromadząc ponad 100 tysięcy widzów. Takiego zainteresowania publiczności trudno nie wykorzystać.
Dlatego Saramonowicz, wspólnie z Tomaszem Koneckim, z którym wcześniej zrobił komedie „Pół serio” i „Ciało”, przeniósł sztukę na duży ekran w gwiazdorskiej obsadzie (m.in. Piotr Adamczyk, Borys Szyc i Tomasz Kot). Sukces kasowy – ponad 1 mln 300 tys. widzów w kinach – sprawił, że twórcy błyskawicznie przystąpili do nakręcenia następnej komedii – tym razem pokazującej świat z perspektywy pań. Tak powstały „Lejdis”. Scenariusz napisał Saramonowicz, za kamerą stanął Konecki.
Tytułowe bohaterki to cztery przyjaciółki, które zgodnie z przyjętym w ich gronie zwyczajem sylwestra obchodzą w sierpniu, a nie pod koniec roku. Poznajemy je właśnie podczas sylwestrowego party, gdy rozmawiają o planach na nadchodzące 12 miesięcy. Łucja (Edyta Olszówka), nauczycielka biologii w liceum, chciałaby wyjść za mąż za Marka Dywanika (Robert Więckiewicz), by wreszcie jej nastoletni syn miał ojca.
Gośka (Iza Kuna), żona eurodeputowanego (Piotr Adamczyk), który ukrywa przed nią swój pociąg do mężczyzn, chciałaby mieć dziecko. Monia (Magdalena Różczka) wyszła za mąż za milionera (Rafał Królikowski). Nie myśli o potomstwie. Chce powiększyć sobie biust. A Korba (Anna Dereszowska), korektorka w magazynie dla kobiet, jak co roku zamierza kolekcjonować facetów, ale nie chce się z żadnym związać. Dla niej miłość to niewola. Jak potoczą się ich losy?
Konecki i Saramonowicz starali się stworzyć film dla każdego. Prosty humor sytuacyjny i pieprzne dialogi przeplatają momentami subtelniejszymi, w których do głosu dochodzą skrywane emocje bohaterów (świetni Iza Kuna i Piotr Adamczyk). Sentymentalizm łączą z ironią.