„Warszawa i warszawiacy” w obiektywie Bogdana Łopieńskiego/Creme de la creme z archiwum znanego fotografa. W Galerii Asymetria przywołano lata 1950/60/70 Bogdan Łopieński to warszawiak od pokoleń, potomek rodu brązowników, rocznik 1934. Absolwent stołecznej AWF i łódzkiej Szkoły Filmowej, debiutował w 1961. W Galerii Asymetria (Nowogrodzka 18a m. 8 – podaję adres, bo to stosunkowo nowe miejsce na galeryjnej mapie stolicy, nastawione na fotografię sygnowaną przez mistrzów) pokazał „Warszawę i warszawiaków. Lata 1950/60/70” .
Pojawił się na otwarciu, by w wernisażowym exposé wygłosić pochwałę… Witolda Krassowskiego. Obecnie najlepszego fotoreportera, zdaniem bohatera wieczoru. I fajnego kolegi, który pomógł wybrać materiał na wystawę. A nie było łatwo – 25 prac ze stu pięćdziesięciu tysięcy zarchiwizowanych przez Łopieńskiego kadrów.
Wśród przedstawionych ujęć nie mogło zabraknąć sztandarowego dzieła „Przyspieszamy obywatele”. Na zdjęciu z 1973 roku Edward Gierek i Piotr Jaroszewicz jednocześnie popatrują na zegarki, pochyliwszy głowy niemal pod identycznym kątem. Fotografia otrzymała I nagrodę na konkursie fotografii prasowej, ale też… zakaz publikacji, jako zbyt niepoważnie prezentująca wodzów narodu.
Gierek łaskawie zniósł embargo i w ciągu następnych lat kadr pobił „rekord reprodukcyjny”: publikowano go około 200 razy. Co więcej, wśród partyjnych notabli nastała moda na fotografowanie się ze spoglądaniem na zegarek. W 1980 roku publiczność nadała ujęciu nowy tytuł: „Na nas już czas”. Więc cenzura ponownie wycofała zdjęcie. O perypetiach pracy Łopieńskiego powstał film telewizyjny, którego emisję planowano na 13 grudnia 1981 roku. Czy istnieje bardziej wymowny symbol socjalistycznej paranoi?
W Asymetrii zobaczyłam inny, równie charakterystyczny dla minionego ustroju portret podwójny: Józef Cyrankiewicz i Władysław Gomułka, rok 1969. Premier, mężczyzna postawny, pochyla się i szepce coś do ucha pierwszego sekretarza, nie wyróżniającego się wzrostem. Towarzysz Wiesław uśmiechnięty, w dłoni dzierży bukiet biało-czerwonych goździków (wtedy najbardziej ideowych kwiatów polskich). Musiało im być miło.